Coral
Przekląłem pod nosem, po czym spojrzałem na dziewczynkę. Aktualnie była to rudowłosa zielonooka, o włosach zaplecionych w warkocz, z którego pojedyncze kosmyki wyszły podczas gonitwy. Była ubrana w przetarte jeansy i różowy sweterek, a całość jej wyglądu dopełniały brudne od ziemi, krwi i śmieci plamy. Spojrzałem w jej oczy i nie byłem pewien, czy była przerażona, czy tak bardzo sfrustrowana.
„Weź to wrzuć z powrotem tam, skąd to wziąłeś”. Nie ważne jak bardzo bym chciał się jej pozbyć, nie mogłem tego zrobić. Byliśmy za nich odpowiedzialni. Nasi zginęli, transport zniknął, a pieprz*na organizacja, z którą mieliśmy współpracować, nawaliła – przynajmniej chciałem na nich zwalić winę. To, że transport nie dojechał na czas, mogło należeć do winy Ruchu Oporu, w końcu to oni znali ich lokalizacje i mieli ich przemieścić, ale to, że druga grupa miała swój indywidualny plan, wkurzał mnie najbardziej. Gdybym mógł, odciąłbym im wszystkim głowy i podpalił ciała.
Gdy Leniwiec zaczęła się zbierać, na szybko starałem się przekalkulować jak to się mogło wydarzyć. Zamiast tego wiedziałem jedno – nie mogliśmy nikomu ufać. Informacje były przekazywane potajemnie przez zaufanych ludzi, więc jedyna możliwość, aby coś poszło nie tak, to zdrajca. Tancerka skierowała się do drzwi. Rzuciłem krótkie spojrzenie dziecku i każąc mu zostać w miejscu, podszedłem do kobiety.
- Ani się waż cokolwiek komuś mówić o tej małej – powiedziałem ostro. Spojrzała na mnie zirytowana.
- To miało brzmieć jak groźba?
- Raczej wskazówka, jak masz zachować swoją pozycje. Dobrze wiesz, że mamy zdrajcę i na pewno będą jej szukać – przewróciła oczami.
- Wiem – burknęła pod nosem, po czym wyszła trzaskając drzwiami. Zacisnąłem dłonie w pięści, odwróciłem się i skrzyżowałem spojrzenie z dziewczynką, która wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć ze złości.
„Kobiety… przydałoby się je usunąć z tego świata. Słabe i niepraktyczne”. Pomachałem głową na boki, by odtrącić dziwne myśli. Podszedłem do rudowłosej.
- Czemu jesteś cała czerwona – miałem na myśli jej twarz, która przybrała odcień szkarłatu, jakby się wkurzyła.
- Nie nazywajcie mnie Tym Czymś! Mam imię! – krzyknęła i tupnęła nogą. Zakryłem swoje wrażliwe uszy i zamknąłem oczy. Ręka mnie świerzbiła, tylko jedno machnięcie, jedno uderzenie…
- Umyjesz się – oznajmiłem i skierowałem się do łazienki, by napuścić jej wody do wanny. Rudowłosa krzykaczka stanęła w progu i oparła się o drzwi, na których wiedziałem, że zostanie ciemny ślad brudu. Obserwowała jak przeszukiwałem szafki w poszukiwaniu ręcznika i jakiegoś płynu. Gdy znalazłem obie rzeczy, dziewczynka się odezwała.
- Wlej płyn do środka – rozkazała, a ja popatrzyłem na nią jak na kretyna. Marnowanie płynu.
- Po co?
- Po co?! – znowu podniosła swój piksliwy głosik. Wiedziałem, że jeśli nie przestanie, nie wytrzymam nawet godziny. Posłałem jej wkurzone spojrzenie. – Piana się zrobi – powiedziała już spokojniej, uciekając wzorkiem do wanny. Westchnąłem i zrobiłem co powiedziała.
- Chyba jesteś na tyle duża, by sama się umyć – nie byłem pewny, czy miało to być pytanie, ale liczyłem na pozytywną odpowiedź.
- Mam siedem lat – powiedziała znowu zirytowana, po czym odsunęła się od drzwi, dając mi przejść. – I mam imię – powtórzyła trochę głośniej. Mało mnie ono obchodziło, ale ona nie dałaby mi spokoju, jeśli bym o nie nie zapytał.
- Tak? – udałem słodki głosik. – Jakie?
- Adi.
- To skrót od czegoś?
- Adelina.
- Aha. Dobra, ADI. Umyj się bo nie mogę już stać obok ciebie – wyszedłem z łazienki i zamknąłem jej drzwi. Chwilę stałem pod nimi i nasłuchiwałem, dopóki nie usłyszałem plusku wody. Miałem nadzieje, że nie wyjdzie stamtąd przynajmniej w ciągu godziny.
*
Gdy Thylane wróciła, spałem na kanapie z jedną nogą zwisającą na ziemi. Gdy dziewczynka wyszła z łazienki po prawie dwóch godzinach (po półtorej musiałem sprawdzić, czy żyje, ale okazało się, że próbowała dojść do siebie), zamówiłem nam jedzenie. Okazało się, że lubiła wybrzydzać i kiedy po dwudziestu minutach namówiłem ją na jakiś zwykły makaron ze szpinakiem, nie chciała go na początku jeść, mówiąc, że źle wygląda. Na szczęście po kolejnych minutach, podczas których jej brzuch głośno dawał do zrozumienia, żeby nie narzekała, zjadła obiad z wielkim zapałem. Sobie również zamówiłem makaron carbonara. Po tym przyszykowałem jej miejsce do spania na łóżku. Ze snem nie było problemów, Adi zasnęła niemal w tym samym momencie, w którym jej głowa dotknęła poduszki. Mimo, że była już druga w nocy, ja nie mogłem spać. Mój zegar biologiczny i tak był zniszczony, więc nie martwiłem się tym (dopiero potem zdałem sobie sprawę, że problem może wystąpić w momencie w którym ja będę spał, a Ruda się obudzi). Cały czas zastanawiałem się, co teraz zrobić. Na pewno dowództwo się tym zajmie: szukanie zaginionych, przesłuchanie świadków, badanie całej tej nędznej drogi, jaką każdy z nas musiał przejść, aby znaleźć się w tym miejscu. Biłem się z myślami, czy poinformować, że mam jedną zaginioną – jednak czy chciałem ryzykować? Dziecko jak dziecko, nie potrzebuje go, ale to moja praca. Nie miałem pojęcia jak to Thylane odbiera, ale czy tego chce, czy nie, musi mi pomóc. Nie dlatego, że jest za to dziecko odpowiedzialna, nie dlatego, że ją o to proszę, bo widzę w niej cennego przyjaciela. Musiała się tym zająć, ponieważ chciałem dać upust złości, że mieli ukryty plan oraz dlatego, że nie cierpiałem dzieci. Jeśli miałem się męczyć z tym siedmioletnim demonem, ona również.
Poczułem kopnięcie w nogę. Leniwie otworzyłem jedną powiekę. Nie byłem wyspany, ale nie byłem również mocno śpiący. Przetarłem ręką twarz, mlasnąłem suchymi ustami, po czym się odezwałem.
- Jak chcesz się ze mną czymś podzielić, to wal. Jak nie, to wychodzę – oznajmiłem, chociaż jeszcze nie ruszyłem zadka z kanapy. Usta i głowa szybciej pracowały niż reszta ciała. Była to jednak kwestia kilku chwil. – I nie hałasuj, bo obudzisz Adi – dodałem jeszcze. Jednocześnie chciałem oraz musiałem stąd wyjść. Chciałem odpocząć od natłoku tych wydarzeń oraz musiałem poinformować szefa, że aktualnie nie będę w stanie przychodzić na nocne zmiany.