Coral

Gdy złapałem dziewczynę, nim uderzyła o podłogę z łazienki dobiegł chrzęst otwieranego zamka. Adi pojawiła się tuż za mną, a na jej twarzy pojawiło się zmartwienie, a po chwili strach. Nim poprawiłem uchwyt i chwyciłem Thylane pod kolana, by móc ją podnieść, mała dziewczynka wybuchła piskliwym płaczem.
- To przez ten niebieski barwnik! – nie mogąc wytrzymać jej wysokich decybeli, pierwsze co zrobiłem, krzyknąłem na nią, a gdy jej mokre od łez oczu spojrzały na mnie, mówiłem już spokojnie.
- Pamiętasz co mówiłem o piskach? – podszedłem do kanapy, po czym położyłem na niej szarowłosą. – Po za tym to nie wina barwnika – dodałem, gdy usłyszałem, że Adi znowu zaczyna chlipać.
- Czy ona teraz umrze? Jak mój tata? – płacz przybrał na sile, a rudowłosa nagle przyległa do mnie, oplatając ręce wokół ud. Nic nie mówiłem, bo wstrząsnęła mną ta nagła informacja na temat jej ojca. Gdy Adi dalej płakała, chciałem ją uspokoić, ale gdy otworzyłem usta, w mojej głowie pojawiła się myśl, że to idealna okazja.
- Twój tata nie żyje? – przez łzy dziecko wykrzyczało, że tak. – Mama też? – zapytałem znowu. Nie mogłem jej za długo męczyć, ale potrzebowałem chociaż tych paru informacji.
- Mamę zgubiłam – i tym razem głos jej się załamał, dlatego zrezygnowałem z kontynuowania tej rozmowy. Po za tym miałem kogoś ważniejszego na głowie.
- Nikt tu nie umrze – powiedziałem być może za ostro, niż powinienem, ponieważ nie podobał mi się uścisk z jej strony. Chciałem odsunąć od siebie to małe obrzydlistwo, bo całe spodnie mógłbym mieć zaraz mokre, ale ona nie zamierała się ruszyć oraz nie zamierzała przestać płakać. Co tu się dziwić? Sam do tego doprowadziłem. Byłem zmuszony do zrobienia czegoś, czego to bardzo, ale to bardzo nie chciałem.
Kucnąłem i przytuliłem ją.
– Słuchaj, Thylane była zmęczona i przepełniona emocjami – zacząłem jej tłumaczyć. Po chwili odsunąłem się od niej, aby móc spojrzeć na jej twarz. Uciekła spojrzeniem. - W takich chwilach słabi ludzie mdleją – wytłumaczyłem jak to widziałem. Dopiero teraz spojrzała na mnie czerwony od płaczu oczami. – Dlatego potrzebne są silne osoby, które nie płaczą i które się nimi zajmą – przetarłem jej mokre policzki dłonią. – Poleży, odpocznie i wstanie bez żadnego urazu – po tych słowach się podniosłem. – Rozumiesz? – dziewczynka skinęła głową, czoło dalej miała zmarszczone i była gotowa do kontynuowania płaczu. – No właśnie, a ty mi wyglądasz na silną osobę, dlatego ja pójdę zrobić zakupy, a ty z nią tutaj posiedzisz i dasz mi znać jej telefonem, że się obudziła, dobra? – znowu pokiwała głową. – Nic jej nie podawaj, ani nic z nią nie rób, dopóki sama się nie obudzi i ci nie powie – poinstruowałem ją.
Znalazłem telefon Thylane, pokazałem Adi jak ma do mnie zadzwonić, po czym trzymając w kieszeni banknot od kobiety, a w dłoni torbę na zakupy, skierowałem się do drzwi. Adi mnie zatrzymała.
- Nie mogę iść z tobą? – zapytała stosunkowo cicho jak na nią. Odwróciłem się do niej.
- Nie możemy zostawić Thylane samej. Po za tym sklep jest pięć minut stąd, więc wrócę za jakieś dwadzieścia minut. Wiesz ile to, prawda? – pokiwała głową. – No właśnie. Bądź silna, nic jej nie będzie – na pożegnanie poklepałem dziecko po głowie.
Ktoś by mógł powiedzieć: Jak nieodpowiedzialnie! Zostawiłem małe dziecko z osobą nieprzytomną. A jeśli coś się stanie? Szczerze mówiąc – miałem to gdzieś. Chciałem stamtąd wyjść, chciałem zostawić to płaczące dziecko, a Thylane… no cóż, jej jedyne czego było trzeba, to odpoczynku. Przyznam, że trochę się przeraziłem jej stanem. Poznałem ją jako hardą kobietę, z którą mogłem się pojedynkować na wredne słowa i chamskie odzywki, a teraz się okazuje, że jest słabsza niż się wydawało. Może to wina jej mocy? W końcu każdy dar niesie ze sobą jakieś przekleństwo, ja na przykład zachowywałem się jak agresywne zwierzę – to był drugi powód, dla którego musiałem opuścić kobiety.
Żeby nie zabić.
Byłem zły z dwóch powodów. Pierwszym była Adi i jej piskliwy głosik przepełniony płaczem. Nie lubiłem dzieci, uważałem je za słabe istoty podatne na emocje, dlatego pocieszanie jej nie należało do moich mocniejszych cech, a przytulenie jej nie należało do mojej natury, a kiedy musiałem robić coś, co mi się nie podobało, reagowałem złością. Drugim powodem była Thylane, a konkretniej – czułem się odpowiedzialny za jej stan, więc samo przyczynienie się do tego oraz uczucie bezradności poskutkowały szybszym biciem serca i przyspieszonym tętnem. Musiałem odreagować.
Zazwyczaj odreagowywałem długim spacerem i paleniem papierosów. Kiedy już moje ciało nie wytrzymywało ilości nienawiści i złości, jaki w sobie gromadziłem, szedłem do lasu i uwalniałem swoją bestię. Teraz nie mogłem tego zrobić, jedyną ucieczką od emocji były jakże szkodliwe papierosy.
Zrobiłem standardowe zakupy: chleb, jajka, mięso, jakieś owoce i warzywa, sok dla Adi, gotowane pierogi i pyzy, mleko i tak dalej. Wróciłem do domu Thylane pół godziny później. Nie dostałem telefonu od małej, a kobieta dalej była nieprzytomna.
- Kiedy się obudzi? – Adi przywitała mnie w drzwiach. Zaniosłem torbę do kuchni, odpowiadając, że nie wiem. – Może trzeba ją zabrać do szpitala? – zasugerowała, na co pokręciłem głową. Nie chciałem dodatkowych kłopotów.
- Lubisz kolorowanki? – dziewczynka pokiwała głową. Wyciągnąłem z torby zeszyt z obrazkami i pudełko kredek. – Więc trzymaj, żebyś miała co tu robić, bo nigdzie na razie nie wyjdziemy – dziewczynka pokiwała smutno głową, wzięła przedmioty i zaczęła sobie szykować miejsce na stole. Ja w tym czasie rozpakowałem zakupy i zacząłem robić śniadanie, w końcu żadne z nas go nie jadło.
Gdy naleśniki były gotowe, a ja zobaczyłem jak słońce dobija się do kuchni, poczułem uderzenie gorąca. Szybko poleciałem do telefonu. Nie wierzyłem, że mogłem być tak okropny!
Zadzwoniłem do Svitaja.
- Możesz przez jakiś czas zaopiekować się Buką i Simbą? – zapytałem.
- Wyjeżdżasz gdzieś?
- Jak ci powiem, będę musiał cię zabić – po tych słowach oboje się zaśmialiśmy. Tak jak oczekiwałem, przyjaciel się zgodził wziąć pod opiekę moje zwierzaki. – Świetnie. Klucz jest tam gdzie zawsze, możesz już do nich iść, bo nie mogłem wrócić do nich w nocy.
Adi kolorowała, a ja siedziałem na krześle naprzeciwko kanapy. Paliłem papierosa, mając w czterech literach fakt, czy mogę, czy nie powinien. Dym zapełniał mieszkanie, więc po chwili otworzyłem okno. Gdy wracałem na krzesło, obserwowałem Thylane. Leżała spokojnie na kanapie, nie wyglądała, jakby smród papierosa jej przeszkadzał. Nie poruszyła się wcześniej, ani teraz. Jak długo zamierzała tak leżeć? I czy to oznaczało, że nie mogłem się z nią kłócić? Niepotrzebna mi była taka słaba i mdlejąca osoba.
Zgasiłem niedopałek i przetarłem zmęczoną twarz dłońmi. Nie chciałem się sam sobie przyznać, że martwiłem się o tą kobietę i miałem wyrzuty sumienia.
- Coral – w progu kuchni stanęła Adi. Rzuciłem w jej stronę szybkie spojrzenie. – A ten barwnik sam zejdzie? – zapytała, a ja przez moment milczałem.
- Tak, wystarczy kilka myć i zejdzie – wyjaśniłem.
- A jak nie wstanie? I będzie tak leżała kilka dni? – zadała kolejne pytanie. Ta myśl nie przyszła mi do głowy, wydawała mi się w jakiś sposób niemożliwa.
- Do wieczora na pewno się obudzi.
Thylane nie obudziła się do wieczora. Nie pomógł mi ostry zapach alkoholu, który przysunąłem do jej nosa. Musiałem przez to sprawdzić, czy w ogóle żyła, ale spokojnie oddychała. Wyglądała, jakby spała, a gdy w nocy przykryłem ją kocem, praktycznie nie było różnicy między snem a omdleniem.
Może jednak powinienem ją zabrać do szpitala?
Następnego dnia, podczas którego kobieta dalej się nie wybudziła, zadzwoniłem do znajomej z klubu i poprosiłem ją o pomoc. Niestety musiałem utrzymywać fakt, że Adi to moja córka, aby blondyna z klubu, czyli jedna z najlepszych tancerek i jedna z osób, które najdłużej znałem, zgodziła się zabrać dziewczynkę na jakiś lody albo do parku. Dziewczynka była tą informacją wniebowzięta, że nareszcie mogła gdzieś wyjść. Czemu ja tego nie zrobiłem?
Miałem na głowie inny problem.
Napuściłem ciepłej wody do wanny, nalałem dużo płynu, po czym położyłem do niej Thylane. Cały problem w barwniku, który zmienił kolor jej skóry na niebieski, był taki, że jeśli się go nie próbowało zmyć, mógł rzeczywiście zostać w skórze. Oczywiście normalni ludzie biorący prysznic przynajmniej raz dziennie nie musieli się tym martwić, ale ktoś, kto leżał nieprzytomny i tak naprawdę ominął już pierwszą kąpiel, mógł mieć później problemy.
Miałem obawy, że dziewczyna się obudzi, w końcu jeśli coś chcemy, pojawia się to w najmniej oczekiwanym momencie. Na szczęście kobieta jeszcze długo leżała nieprzytomna, a ja obiecałem sobie, że nikt, kompletnie nikt nie dowie się o tym, co zrobiłem. Nawet ona. Prędzej umrę.
Dobrze, że drugą kąpiel mogła sama wziąć.