Coral
- Nie uwierzycie w co się wplątałem – w tym momencie z moich ust wylał się potok słów, pełnych złości i niedowierzania. Czułem się, jakbym wypluwał z gardła kolce: coś kłującego przechodziło przez moją krtań, aby na końcu pozostawić gorzko-kwaśny posmak. Wiedziałem, że zaczynałem już świrować, ale wystarczyło tylko opowiedzenie tego, co mi leżało na sercu moich dwóm najlepszym słuchaczom, abym mógł swobodnie opaść na kanapę, wydrzeć się na całe gardło tak, aby sąsiedzi myśleli, że kogoś morduje, by na koniec poczuć jak wszystkie emocje i problemy spływają ze mnie jak woda pod prysznicem, który powinienem wziąć. Istoty, które były zmuszone słuchać mojego wywodu leżały grzecznie pod ścianą: kot liżąc swoje genitalia a pies gryząc swoje udo.
Po wyjściu z domu tymczasowego Thylane, który teraz stał się ostoją dla jakiegoś bardzo wkurzającego, irytującego, męczącego i brudnego dzieciaka, przyszedłem do siebie. Musiałem zająć się swoimi zwierzętami, moimi oczkami w głowie, które znalazły miejsce w moim małym lodowatym serduszku. Widząc je, mogąc je pogłaskać i przytulić, czułem się psychicznie lepiej, kiedy jednak je puszczałem, cała rzeczywistość do mnie wracała: gdyby nie fakt, że musiałem wyjść z Simbą na spacer, siedziałbym w domu cały dzień.
Podczas spaceru zaszedłem do klubu w którym pracowałem, by poinformować szefa o swojej chwilowej niedyspozycji. Powód? Chora babcia. Wmówiłem mu historyjkę, że mam starą krewną chorującą na Alzhaimera, więc potrzebny był ktoś, kto by jej przypilnował: kuzynka w dzień, ja w nocy. Jakby pomyśleć, brednia była bliska prawdy. Nie istotnym było, czy szef mi uwierzył, ważne było, że miałem wolną rękę. Wiedziałem, że musiałem znaleźć robotę w dzień, jeśli Thylane została zatrudniona całkiem nie dawno, wątpiłem, aby szybko udało jej się znaleźć coś innego: po za tym jak ostatnio mnie zostawiła z tym małym potworem zrozumiałem, że nie pomyślała nawet o zmianie posady. Dobrze tyle, że znałem to miasto i wiedziałem, gdzie szukać.
Simba była bardzo zadowolona z tak długiego spaceru. Zaraz po zakończeniu jednej pracy, ruszyłem w poszukiwanie drugiej, a w tym celu udałem się do mojego przyjaciela pracującego w teatrze. Zapytałem go, czy poprzednia oferta pracy jako tancerz sceniczny jest aktualna i mimo, że była ona już ostro przeterminowana, stwierdził, że mogę pomóc w kilku sztukach, jeśli nadrobię zaległości, czyli szybko poznam układy. Zgodziłem się również na to, aby dzisiaj poznać jeden z nich; musiałem tylko odprowadzić psa do domu.
Mając coś na wzór nowej pracy, nakarmione zwierzęta i chwilowo spokojny umysł, przed wieczorem wróciłem do Thylane i Adi. W mieszkaniu kobiety zostałem przywitany przez Leniwca przykładającego sobie mrożonkę do oka, wyjca w łazience błagającego o pomoc oraz niezły bałagan. Nie powstrzymałem się przed lekkim uśmiechem i skrzyżowaniu spojrzeń z Leniwcem.
- Nie dziwie się, że spartaczyliście robotę, kiedy urządziła cię tak mała dziewczynka – kobieta burknęła tylko przekleństwo pod nosem, jakby powstrzymała się przed rzuceniem riposty i wróciła na kanapę. Czyżby znudziło jej się pyskowanie?
Poszedłem za nią, ale skręciłem do kuchni, by zrobić sobie coś do picia; tutaj też zastałem bałagan. Kiedy wstawiłem wodę do czajnika i nasypałem kawy do kubka, wróciłem do salonu. W międzyczasie dziewczynka przestała walić w drzwi i zamilkła. Spojrzałem na zmęczoną Thylane, która opadła bez sił na meblu. Nie było mi jej szkoda, w pewnym sensie odczuwałem satysfakcję, jednak jeśli mieliśmy to coś ogarniać wspólnie, bo nie można było nikomu ufać, nie wypadałoby nam toczyć tak zaciętej wojny jak dotychczas.
- Chcesz coś do picia? – przerwałem cisze, a kobieta posłała mi znudzone spojrzenie. Wyglądała, jakby to dziecko wyssało z niej energię; i to dosłownie.
- Kawy – skinąłem głową, po czym przygotowałem kolejny kubek. Wróciłem do salonu z przygotowanym napojem.
- Czy to dziecko się nie męczy? – zacząłem temat.
- Mam wrażenie, że jak nie patrzymy, to bierze jakiś dobry towar – parsknąłem cicho pod nosem. Wyobraziłem sobie siedmioletnie dziecko wciągająca biały proch szybciej niż człowiek zniszczony przez amfetaminę.
- A to limo pod okiem? – kobieta odłożyła mrożonkę na stół.
- Chcąc pokonać ogra strzegącego lochu rzuciła w niego szkatułką – powiedziała to w teatralny sposób, po czym chwyciła gorący napój. Znowu parsknąłem śmiechem.
- Ta pierwsza część całkiem pasuje. Masz szczęście, że możesz nosić maski w klubie. Nikt nie zauważy – widocznie nie była zadowolona z faktu, iż mogła kontynuować pracę, ale po chwili to się zmieniło.
- Dobrze. Nie będę musiała z nią siedzieć.
- I tak masz gorzej, bo dzieci żyją w nocy, a ja znalazłem sobie pracę dzienną.
- Kluby chyba nie działają w dzień, ewentualnie domy publiczne – przewróciłem oczami.
- Wiedziałaś, że kręcić tyłkiem można też w teatrze? – dziewczyna się zaśmiała.
- Ty i teatr? A co, wystawiają jakąś scenę z burdelem? – nie odpowiedziałem jej na to, tylko oparłem się o siedzenie i zacząłem pić kawę. Nie miałem zamiaru się niepotrzebnie denerwować, tym bardziej, że przed sobą miałem długa noc, jeśli ten mały czort postanowi, że nie pójdzie spać. - Ile będziemy ją tu trzymać? – Leniwiec rozpoczął nowy temat. Wzruszyłem w odpowiedzi ramionami.
- Aż któraś ze stron znajdzie szpiega.
- I do tego czasu buzia na kłódkę? – zapytała jakby od niechcenia.
- Ta jest. Ta mała jest sama w sobie problemem i ciężarem. Nie mam zamiaru się męczyć z innymi pajacami.
- To jest tylko dziecko, czy ktoś będzie specjalnie jej szukał?
- Zna sprawców, tyle chyba wystarczy – oboje westchnęliśmy zmęczeni. Nasza rozmowa się zakończyła, dzięki czemu siedzieliśmy w błogiej ciszy, nie przerywanej żadnymi krzykami, uderzeniami, jojczeniem, piszczeniem, marudzeniem czy szuraniem. No właśnie, było cicho.
- Ty – odezwałem się. – Ile ona już tam siedzi? Bo coś jest? – kobieta tylko wzruszyła ramionami, kompletnie nie przejęta.
- Ma karę, tak się chyba każę dzieci.
- Ale jak dzieciaki są cicho, to znaczy, że coś zrobiły – wstałem i poszedłem do łazienki. Otworzyłem ją i zajrzałem do środka. – Ja pierd… - przekląłem pod nosem. Thylane w tym czasie do mnie dołączyła.
- Zabije ją… - powiedziała przez zaciśnięte zęby, widząc otwarte okienko, przez które tylko siedmioletnia dziewczynka mogła wyskoczyć.
- Pomogę ci – powiedziałem bardzo ochoczo.