Coral

- Mogłaś mi to wcześniej powiedzieć – stwierdziłem trochę posępnie.
- Że znam pierwszą pomoc?
- Nie – wypiłem łyk gorzkiego alkoholu. Przyznam, że jej informacja trochę zepsuła mi humor, bo poczułem się winny. Okazuje się, że nie tylko ja dzisiaj dostałem wpiernicz.
- To jak, pomóc? – pomachała w moją stronę szklanką, którą za pomoc wypiła do końca. Westchnąłem, bo tak naprawdę nie miałem pojęcia, czy miałem jakieś rany. Ręka była w nie mojej krwi, toteż szybko ją zmyłem (chociaż zapach unosił się w powietrzu drażniąc lekko mój nos), ale czy nabawiłeś się jakichś obrażeń fizycznych?
- Nie wiem – wyprostowałem się i ściągnąłem łopatki do tyłu. – Możesz zobaczyć – odwróciłem się do niej plecami, ściągając koszulkę. – Co tam mam? – Thylane przez moment milczałem, a po chwili poczułem jej zimny palec blisko środkowej części kręgosłupa. Wygiąłem się trochę do przodu, kiedy dotknęła skóry. – Ałć, nie dziubaj mnie – fuknąłem na nią.
- To nie moja wina, masz na plecach krwiaki – wyjaśniła.
- Aha. Czyli nic po tobie – gdy chciałem już nałożyć górną część ubrania, dziewczyna mnie powstrzymała.
- Masz krwiaki i pękniętą skórę. Czym oberwałeś? – pytając o to zaczęła szykować się do oczyszczania ran. Poczułem dreszcze na plecach, kiedy pomyślałem sobie o piekącym dyskomforcie. Nim jej odpowiedziałem wypiłem do końca napój.
- Jakaś baba do mnie strzelała – wymamrotałem niezadowolony.
- Yhym – Thylane tylko przytaknęła, jakby wcale jej to nie zdziwiło. Przysunęła sobie krzesło i przyłożyła na mojej rany coś zimnego, coś, od czego poczułem pieczenie. Rozluźniłem się, aby nie pozwolić spiętym mięśniom zareagować. – Strzelała kamieniami? – zapytała spokojnie.
- Z pistoletu – na moment zamilkła, jakby przetwarzała nowe informacje.
- Chcesz mi wmówić, że przeżyłeś strzały z pistoletu prosto w plecy? I tylko takie obrażenia ci zostały? – zapytała kpiącym głosem. Znowu westchnąłem wiedząc, że nie uniknę dokładnej odpowiedzi.
- Zazwyczaj mam tylko siniaki, ale stałem jednak zbyt blisko.
Kobieta już o nic nie pytała, zamiast tego kontynuowała przecieranie moich ran. Kuloodporna skóra ratela była bardzo przydatna, potrafiła ratować życie, jak w tej sytuacji, nie oznaczało to jednak, że była tarczą doskonałą. Wiedziałem, że przez następne dni nie będę mógł spać na plecach.
Gdy skończyła wstawiła wodę na nocną herbatę twierdząc, że może pomoże jej to zasnąć.
- No dobra, a ty jak się czujesz? – zapytałem nie dlatego, ze mnie to interesowało, ale dlatego, że ona również w jakimś stopniu się poświęciła tej sprawie. Thylane wyglądała na lekko zdziwioną pytaniem o jej samopoczucie, ale szybko ta mina zniknęła, a zastąpiła ją spokojna, wręcz obojętna twarz.
- Chyba tak samo jak ty – stwierdziła, opierając się o kuchenkę.
Gdy tak stała przy niej, obserwowałem ją i szeroko się uśmiechnąłem, co musiało wyglądać bardzo podejrzanie.
- Wiesz co mi się nagle przypomniało Leniwcu? Scena z Epoki Lodowcowej – kobieta zmarszczyła brwi, ale lekko się uśmiechnęła.
- Jaka?
- Jak Sid rozpalił ogień i kazał do siebie mówić Król Ognia, a Diego na to „Ej! Królu Ognia! Ogon ci się fajczy” i wtedy zaczął skakać i go gasić – kobieta tylko pokiwała głową nie rozumiejąc aluzji. – Też tak powinnaś zrobić – machnąłem głową w stronę kuchenki, przy której stała.
- Co? – odwróciła się i dopiero teraz zobaczyła, że szmatka, którą czyściła mi rany, zajęła się ogniem, a materiał nasiąknięty spirytusem wcale nie pomagał przy gaszeniu. Po chwili ogień dotknął jej palców, dlatego wrzuciła ją do zlewu i odkręciła wodę. Gdy płomienie zniknęły wsadziła poparzone palce pod zimną wodę i tylko westchnęła zmarnowana.
– Nie potrafisz takich rzeczy normalnie przekazywać, prawda? – zapytała. Pokręciłem przecząco głową, nastała chwila ciszy, po czym oboje się zaśmialiśmy. Alkohol rozluźnił nas na tyle, że w tej chwili nie byliśmy największymi wrogami i nawet podpalenie Thylane w tej chwili tego nie zmieniło.
- Jak palce? – zapytałem przed wyjściem. Thylane wypiła herbatę i była gotowa do snu, ja zaś ubrałem się i zamierzałem wrócić do mieszkania. W trakcie naszej rozmowy powstał pomysł, abym się tutaj zdrzemnął, ale w mieszkaniu czekają na mnie moje głodne miłości (i karmy) zwierzaki.
- Nie odpadną – stwierdziła patrząc na opuszki palców.
- Lepiej się trzymaj, bo jak to małe coś się obudzi – nie dokończyłem, wiedziała, co miałem na myśli. – Spróbuj jej jakoś wytłumaczyć, żeby nie uciekała. I może uda ci się ustalić czemu jej szukają – zasugerowałem, na co tylko skinęła głową. – Powodzenia. Mnie na razie będzie się bać – westchnąłem, po czym nałożyłem czapkę na głowę. – Jak chcesz wolne, daj znać. Z chęcią sobie potańczę – po tych słowach pożegnałem się z kobietą i wróciłem do swojego „normalnego” życia, przynajmniej na te kilka godzin.