Thylane

Thylane opuściła klub nocny w osłupieniu i zdenerwowana. Spotkanie służbowe zakończyło się katastrofą, a to, że przyprowadziła dziecko, tylko pogorszyło sytuację. Opinię miała już wystarczająco złą, a teraz obawiała się reakcji swojego partnera niedoli, Corala. Wiedziała, że wrobiła go w wymyślone ojcostwo, ale nie miała wyjścia - nie mogła po prostu zostawić Adi samej w klubie nocnym.
Gdy wracała do domu, kroki wydawały się jej ciężkie jak ołów. Wciąż słyszała w uszach wyzwiska swojej szefowej i zdawało się, że wszyscy na ulicy patrzą na nią z dezaprobatą. W głowie miała milion myśli, ale jedna wybijała się na pierwszy plan - co powie Coral? W końcu, zmagając się z nerwowością, przekroczyła próg swojego mieszkania. Natychmiast poczuła gwałtowny nacisk na ramieniu, a następnie została odwrócona i niemalże wciągnięta do środka. Przed nią stał Coral, twarz tak blada, że kontrastowała z intensywnością jego oczu.
- Ty kompletnie oszalałaś?! - wykrzyknął, rzucając w nią gniewne spojrzenie. - Wprowadzasz dziecko do klubu nocnego? Czy w ogóle myślisz?"
Kobieta próbowała znaleźć słowa obrony, ale w momencie, gdy chciała się odezwać, wyrazy Coral'a zaczęły się sypać na nią niczym grad.
- Jesteś nieodpowiedzialna! Zabierasz tu małe dziecko, narażając je na te wszystkie rzeczy! I co, zrobiłaś z tego spektakl dla wszystkich?!
Wściekłość kobiety rosła w miarę, jak mężczyzna przewrócił rękami, jakby próbując odgonić od siebie jakąś niechcianą plagę.
- Ale przecież to nie moje dziecko! - próbowała wytłumaczyć, ale zdawała sobie sprawę, że brzmiała coraz bardziej bezsensownie w obliczu jego furii.
- Żadnego z nas nie jest, raczej było!
Czuła, jak jej serce bije coraz szybciej, a krew wrze w żyłach. Coral zdawał się być wściekłym tornado, które pustoszyło jej emocje. Stała tam, bezradna, słuchając obelg i wyzwisk. Wiedziała, że miała to, czym mogła go urazić, ale w tym momencie zdawało się to być niewystarczające. Jego gniew przelał się na nią z całej siły, a jej obawy o to, co stanie się dalej, stały się rzeczywistością. Coral z trudem oddychał, a jego wyzwiska były jak ciosy w jej brzuchu. W końcu, kiedy zdawało się, że jest już bezsilna, wzięła głęboki oddech i spojrzała na niego z determinacją.
- Mogę prosić twoją osobę o zrobienie zakupów, hm? - udało się wejść mu w słowo. Nie chciała się kłócić, jeszcze zdąży wyzywać ją niejednokrotnie.
- Mamy ważniejsze rzeczy na głowie.
- Mamy na głowie dziecko, Coral. Możesz to dla niej zrobić, ja mogę głodować.
- Cellulit znikąd się nie wziął na twoim zadzie.
Wcisnęła w jego dłoń zwitek banknotów, nie chciała słuchać marudzenia w temacie nadużywania jego zasobów materialnych. Ojciec zdążył tylko wymienić jakieś tajemnicze spojrzenie i uśmieszki z dziewczynką, nim z trzaskiem opuścić ich lokum. Thylane jednak nie miała sposobności zauważyć tej konspiracyjnego dobicia targu. Chciała się wykąpać. Gdy już chciała zrzucić z siebie koszulkę, usłyszała donośne pukanie do drzwi. Spojrzała tęsknie na wannę, gdzie zachęcały ją do długiego leżenia bąbelki i piana.
- Słucham? - zapytała, uchylając delikatnie drzwi do łazienki. Adi stała niespokojnie w jednym miejscu, leciutko bujając się na boki.
- Potrzebuje… Załatwić swoje potrzeby, tak!
- Eh, już…
~ * ~
Kobieta, wyczerpana dniem pełnym napięcia, wzięła sobie wolny, aby zrelaksować się i zatopić w kąpieli wypełnionej ciepłą wodą. Zdjąwszy ubranie, ostrożnie wsunęła się do wanny, ciesząc się początkowym uczuciem odprężenia, jakie daje ciepła woda otulająca jej ciało. Woda była idealnie rozgrzana, a pianka unosząca się na powierzchni sprawiała, że całe ciało miało wrażenie lekkości. Nieświadoma swojego błędu Thylane zamknęła oczy i oddała się chwilowej błogości, próbując oderwać myśli od codziennych trosk. Gdy jednak w końcu postanowiła otworzyć oczy, to, co zobaczyła, sprawiło, że krzyknęła zaskoczeniem.
Woda w wannie przybrała odcień intensywnego niebieskiego, tworząc iluzję, że się zanurzyła w głębinach oceanu. W pierwszej chwili kobieta była zdumiona, nie mogąc zrozumieć, co się stało. Jej serce zaczęło bić szybciej, a ciepło odprężenia zastąpiła nerwowa drżenie. "Co się dzieje?" pomyślała, próbując zrozumieć, co mogło spowodować tę niespodziewaną zmianę. Jej ręce zanurzone w wodzie wydawały się być pokryte niebieską barwą, która stopniowo przenikała w skórę. Zdenerwowana, sięgnęła po ręcznik na półce obok, próbując zetrzeć barwnik z dłoni.
Okrzyk zdziwienia wypełnił łazienkę, gdy okazało się, że to nie tylko jej dłonie zmieniły kolor. Kiedy podniosła nogi i spojrzała na nie, zrozumiała, że również reszta jej ciała jest pokryta niebieskim odcieniem. Woda w wannie zdawała się być zanurzona w czymś jak oceaniczny błękit. Zdezorientowana i wściekła, kobieta sięgnęła po mydło i zaczęła gorączkowo trzeć skórę w nadziei, że uda się zmyć niezrozumiały efekt. Jednak im bardziej się pocierała, tym bardziej zdawało się, że barwnik jest trwale osadzony w skórze. Jej złość rosła wraz z bezsilnością. W końcu, otulona ręcznikiem i nadal zaskoczona, wybiegła z łazienki w poszukiwaniu winowajcy tego chaosu. Wpierw próbowała zdobyć pewność co do tego, kto może być za tym wszystkim. Spojrzała w kierunku kuchni, ale to nie dało jej odpowiedzi. Musiała poszerzyć pole poszukiwań.
Znalezienie Adi zajęło jej chwilę, ale w końcu dojrzała ją w salonie, siedzącą z książką. Wchodząc w samym ręczniku, jej wyraz twarzy był wystarczający, aby wyrazić całą jej frustrację i gniew.
- Co ty zrobiłaś?! - krzyknęła kobieta, wskazując na swój niebieski stan. Dziewczynka podniosła wzrok z książki, wydając się zaskoczona i nieco przerażona reakcją.
- Właśnie chciałam cię zaskoczyć. Myślałam, że będziesz miała śmiesznie satysfakcjonującą kąpiel - wyjaśniła z podekscytowaniem. Jej intencje mogły być zabawne, ale efekt był zupełnie inny. Kobieta wyciągnęła przed siebie niebieską dłoń, wyraźnie zirytowana i zarazem zaniepokojona.
- To na pewno zniknie, prawda? - zapytała, a jej oczy lśniły irytacją. Adi wydawała się przestraszona, ale jednocześnie zaczęła się śmiać.
- Spokojnie, to tylko barwnik nieznanego pochodzenia. Diler powiedział mi, że nie powinno to utrzymać się na długo. To tylko nieszkodliwa zabawa!
Kobieta wciąż była wściekła, ale czując ulgę, że to nie jest coś na stałe, odetchnęła głęboko.
- Przysięgam, Adi, czasami twoje pomysły są naprawdę… Zaraz, diler?! - spojrzała natychmiast podejrzliwie na swoją podopieczną. Uklękła przed kanapą, odcinając młodszej od siebie drogę ucieczki. - Pan Coral maczał w tych swoje obleśne paluchy?
- Niestety nie mogę wyjawić tajemnicy działań operacyjnych, gęba na kłódkę!
- Zaraz będziesz piszczeć inaczej - tancerka uśmiechnęła się tajemniczo, związując krawędzie ręcznika gumką do włosów. Po upewnieniu się o stabilności swojej konstrukcji ubrania, rzuciła się na dziewczynkę, bojkotując jej bunt łaskotkami. Zawsze to działało. - Odwet za podbicie lochów straszydła i jego oko!
- N-Nie…!
- Wyjaw księżniczko prawdę o swoim bękarcim ojcu, inaczej odetnę cię od zapasów słodyczy! - przeniosła swoje tortury na żebra, samej ledwo podtrzymując śmiech. Jednak nagłe machnięcie dziewczynki prosto w zszytą ranę spowodował nagły ból. Zatkało wręcz jej dech w płucach. Opadła obok dziewczynki na rozłożonej kanapie, obie próbując złapać oddech po jeden z niewielu pozytywnych akcji. Wymieniły szybkie spojrzenia, przecinając ciszę głośnym śmiechem. Skrzywiła się jednak nieznacznie, była swoiście wykończona ostatnimi podrygami. Głowa o mało jej nie wybuchła, zaś ciemne plamy przed oczami natarczywie zabierały jej trzeźwość obrazu.
- Coś muszę szczerze ci powiedzieć…
- Hm?
- Jesteś mistrzem gry na czas, wiesz? Mina tymczasowego ojca była bezcenna - poprawiła splot ręcznika, wyciągając ręce w stronę dziewczynki. Zachęciła ją ruchem niewielkich nitek ciemności, które przybrały rozmaite formy tańczących ludzików.
- Miałam dobrą nauczycielkę, wiesz? - zafascynowana Adi oparła się o jej klatkę piersiową, przyglądając się małemu przedstawieniu.
- Twoja mama musi być wspaniała.
- Raczej cwana z niej sztuka, jak każdy nam podobny.
- Nie będę naciskać i walczyć, byś powiedziała prawdę. Przy mnie i swoim bladym ojcu jesteś bezpieczna - zapewniła, przerzucając tańczące postacie na dłonie dziewczynki. Szarowłosa nie zapomniała jednak o fakcie, że potraktowano ją brutalnie. Jak na zawołanie drzwi wejściowe uderzyły z hukiem, jak i pojedyncze asortymenty z zakupów. Pewien pstryczek w głowie tancerki przełączył się w szybkim trybie z uosobienia zastępczej matki do rangi terrorysty.
- Adi! Może byś pomogła z tymi tobołami, huh?
- Tatusiu, przecież jesteś jedynym, silnym mężczyzną w tym domu - słodko odpowiedziała, wbiegając z książką do łazienki. Dziewczynka była sprytna jak na swój wiek, jednak radar nie zawodził jej. Zdążyła zamknąć drzwi na zamek, równocześnie, gdy szanowany mężczyzna wszedł w przestrzeń obu kobiet. Zmrużył oczy, lustrując ciekawsko sylwetkę siedzącej na kanapie tancerce. Szybko jednak uśmiechnął się cwaniacko.
- Pomyliłaś planety, panno o niebieskim okresie. - zakpił, odkładając napakowane siatki obok swojej nogi. Skrzyżował ręce na torsie, jednak w tej konfrontacji nie zamierzała dać swoim emocjom ujścia.
- Z łatwością się domyślam, gdy nasza córka wydała “dilera” niebieskich barwników…
- Mam więcej możliwości, niż możesz sobie wyobrazić.
- Słuchaj… Miałam mieć spotkanie jutro w nocy, zdobyliśmy informacje! - odparła, wstając nagle z dotychczas zajmowanego miejsca. Poprawiła szybko ręcznik, stając do tej konfrontacji z wysoko uniesioną głową. - Nie JA powiedziałam informację, że jest to TWOJE dziecko, okej?!
- NIC mnie nie obchodzi, co jutro macie. Dla mnie możecie nawet ognisko rozpalić i śpiewać piosenki…
- Nie chcę zrzucać naszych problemów na dziecko, ale to - podsunęła mu pod nos swoją niebieską rękę. - Był cios poniżej godności, do cholery!
- Ty! - warknął wręcz, pod wpływem impulsu pchając ją do tyłu. - Ty i twoje gnioty jesteście powodem, przez który wszystko się posypało! Zjebałaś mi dotychczasowe osiągnięcia, na które ciężko pracowałem!
- Ja…
- Ja mówię! Nie będziesz ciągle wchodzić mi w słowo, drogę, czy moje działania…
- Duszno… tutaj…
Walczyła z emocjami, starała się trzymać w ryzach to, co w niej burzyło się od środka. Jej myśli były chaotyczne, a ból głowy narastał w miarę, jak ich kłótnia osiągała szczyt intensywności. Próbowała znaleźć słowa, które pozwoliłyby jej wyrazić to, co czuła, ale wszystko wydawało się być zamknięte w labiryncie chaosu. Nagle, jak błyskawica z jasnego nieba, ostrzegawcze migotanie przetoczyło się przez jej umysł. Pulsujący ból w jej skroniach szybko się nasilał, a świat wokół zaczynał się rozmazywać. Przyspieszone bicie jej serca było w stanie zagłuszyć dźwięki otoczenia, a wszystko zaczęło się kręcić.
Jej kolana zadrżały i niezdarnie odsunęła się od Coral'a, próbując opierać się na ścianie. Wszystko stało się mgliste i niejasne, a ona walczyła z uczuciem mdłości, które zaczęło ją obezwładniać. Zrobiło się jej gorąco, jakby ogień płonął w jej żyłach.
- Co się dzieje?! - zawołał, a jego głos zdawał się do niego wracać z echem. Wyciągnął ręce, próbując złapać ją, podtrzymać. - Adi!
- P-przepraszam… - wyszeptała, nie panując nad swoim ciałem. Już zapomniała jakie to uczucie beznadziejności, gdy dostawała tych durnych ataków.