Thylane
Czuła całkowite zmieszanie sytuacją i informacjami, jakie zaatakowały ją zaledwie godzinę temu. Stresowała ją cisza jaka wynikła, gdy próbowała nawiązać kontakt z wyznaczonymi do tego zadania ludźmi. Przecież to nie pierwsza tego typu operacja, mająca wnieść wiele korzyści do przyszłych współpracy z tajemniczą dla nich organizacją. Najwidoczniej za dużo sobie pozwolili, nie mając zbytniego doświadczenia w delikatnym obsługiwaniu się istotami, sponiewieranymi zbytnio przez życie. A jednostki, jakie mieli bezpiecznie przetransportować i obstawiać jednocześnie, na długo do przodu mieli mieć problemy. Przecież raczej każdemu do głowy dobije się fakt bycia porwanym i wykorzystanym, gorzej traktowanym jak zwierzęta w cyrku. Kurwa!
“ Pięć minut do wejścia, Thylane!” - ktoś zawołał za nią, jednak ona nadal stała w tym bezkresnym i zimnym miejscu. Oparta o zimny kamień fasady budynku, zapomniała o bożym świecie. Zapomniała o papierosie, którego spalony koniec opadał na jej dłoń, jednocześnie lekko parząc jej skórę. Na co to wszystko? Gdy musiała analizować szybko i zaciekle sytuację, pstryczek w jej głowie notorycznie wyłączał się na jej krzywdę. Niezależnie, czy znajdowała się w centrum utarczek, boju, czy przy rozmowie z pacjentem podczas wywiadu medycznego. Jej głowa to była istna zawiłość. W oddali słyszy szepty i głosy, przeszywające ją niczym igły. Nie ma już pewności, co jest rzeczywistością, a co tylko iluzją jej chorych umiejętności. Głosy w jej głowie, które nieustannie podszeptują mroczne myśli, przywołują obrazy i wspomnienia, które chce zapomnieć. Zmęczona i zdegustowana odrzuciła niedopałek papierosa, wchodząc do przesiąkniętego muzyką i zapachem spoconych ciał klubu. Musi zarabiać i udawać dalej, że wszystko jest dobrze.
Dopiero wchodząc do mieszkania, odczuwa ciężar przemijającej nocy na swoich barkach. Korytarz jest pogrążony w półmroku, światło przedzierające się przez pęknięte żaluzje nie jest w stanie rozproszyć ciemności, która unosi się w powietrzu. Rzuciła torbę gdzieś na dalszy plan, podchodząc do lustra w przedpokoju, spojrzenie w jej oczach jest jakby oddzielone od rzeczywistości. Jej refleksja w lustrze odbija zmęczenie i frustrację, które urosły wraz z kolejnymi niewykorzystanymi szansami i rozczarowaniami. Pogłębiające się cienie pod jej oczami zdają się wskazywać na tajemniczą przeszłość, którą starała się porzucić. Jednak teraz, bez substancji, które utrzymywały mrok w ryzach, jej umysł tonie w ciemności. Nie! Pokiwała głową, ciemność i mrok to ona. Dzieliły razem jedną postać. Musiała sprostać wymaganiom innych, grać i rozdawać karty jednocześnie. Musiała walczyć i współpracować z białowłosym mężczyzną. I tak też się stało, ledwo zbudziła mężczyznę, ich utarczki miały trwać dalej.
- Nie mogę zrobić w tej sytuacji zbyt wiele, zakopali się pod ziemię…
- Aha, bardzo to wymowne z waszej strony. Można było się tego spodziewać, zawsze poszliście na łatwiznę, szczury w kanale. - zadrwił, dziwnie zrzucając obie nogi z przytupem na podłogę. Czy on miał kręgosłup?
Jej oczy wpatrywały się w mężczyznę, próbując odczytać jego intencje. W umyśle tłoczyły się myśli, jak walczyć o swoje, jak znaleźć wspólne rozwiązanie. Czuła, że to była chwila, w której musiała podjąć decyzję. Nie mogła pozwolić, aby rozłam między nimi się pogłębił, ale jednocześnie musiała stawić czoła własnym potrzebom. Jednak bez żadnych wyższych konkretów, nie mogła nic zdziałać. Opadła na stare krzesło, obracając w dłoni znaną sobie zapalniczkę. Niech tylko wyjdzie…
- Jestem mało znaczącym kawałkiem całego łańcucha informacji, do chuja! Mamy swoje zachowania, gdy powinie się nam noga!
- Nie drzyj się, zbyt wiele moje uszy wycierpiały przez was obie…
- WY rozwalacie mi łeb odkąd tylko się pojawiłeś z nią…
Ich słowa były jak ostrza, tnące powietrze między nimi. Konflikt, który dzielił ich światy, wyrażał się w każdej frazie. Oboje byli gotowi zaatakować, ale zdawali sobie sprawę, że żadne z nich nie może przegrać, gdy dziewczynka była w grze. Coral usiadł podobnie jak ona, z tą różnicą, że na kanapie. Ostrym wzrokiem spróbował ją sprowadzić do parteru, choć raczej był świadomy ich możliwych bitwę. Oboje byli w niewygodnej dla nich sytuacji.
- Zamknij się! - powiedzieli oboje w jednym czasie, co wręcz przelało do końca czarę goryczy. Thylane mruknęła coś pod nosem, zapalając papierosa. Zaś wściekły tancerz mówiąc coś o pozyskaniu przez nią informacji, opuścił jej mieszkanie z trzaskiem. Jakby widziała siebie sprzed kilku godzin. Uśmiechnęła się pod nosem, padając na kanapę. Bawiąc się w smoka, wypuściła nosem dym, wybierając numer jednego idioty. Potrzebowała podstawowych rzeczy dla tego czegoś. Jak to się nazywało?
~ * ~
Z dniem dzisiejszym naprawdę podziwała kobiety, które z własnej woli zgadzały się na zostanie matkami. Albo trafiła się jej jednostka bez stabilizacji i żadnych hamulców, istny wulkan. Zastanawiało ją to, na jakich zasadach była wychowywana owa istota. Oraz to, kim tak naprawde była, skoro wydawała się być cennym towarzyszem w całym zamieszaniu.
Thylane nie była idealnym wzorcem do naśladowania, oraz zbytnio nie nadawała się na opiekunkę. Mogła prowadzić boje, negocjacje, czy zajmować się swoimi sokołami. Jednak o poranku po ciężkiej nocy w klubie, nim papieros dotknął popielniczki, użytkowniczka mroku zasnęła głębokim snem. Jednak nie wiedziała co było gorsze. Nieoczekiwane zwroty akcji w temacie zawału, czy kurewski ból głowy.
Zmęczona kobieta leżała na kanapie, całkowicie wyczerpana po długim i trudnym dniu. Jej oczy były zaciemnione zmęczeniem, a oddychanie spokojne i równomierne. W końcu znalazła chwilę wytchnienia i zasnęła, wierząc, że wkrótce odzyska siły. Jednakże, spokój tej chwili został przerwany przez gwałtowne wibracje, które nagle przetarły się przez całe jej ciało. Zdumiona kobieta otworzyła oczy i zorientowała się, że siedmioletnia dziewczynka, ta istna aktorka wcielająca się w różne postacie, skacze i tańczy wokół niej z dziką radością. Dziewczynka, o ognistych włosach i żywym spojrzeniu, była prawdziwym wulkanem energii. Jej wyobraźnia i kreatywność wydawały się nie mieć granic. Teraz, w tej pobudce, była gotowa rozegrać scenę z najbardziej ekscytującego spektaklu.
- Mogłam rozwalić ci głowę, jesteś tego świadoma? - zapytała, chowając gnata w trybie natychmiastowym pod poduszkę. Schowała twarz w dłoniach, aby jakoś przywrócić krążenie i ostrość widzenia potencjalnego zagrożenia z jej strony. Jednak diabelne latarenki spoglądały na nią, praktycznie drążąc otwory w jej czole.
- Wstań, wstań! - krzyknęła dziewczynka, zataczając się wokół kobiety, jak wirujący baletowy wir. - Jesteśmy w zamku straszydła i musimy odkryć tajemnice ukryte w jego lochach!
- Czego i co?
Kobieta, nadal nieco otępiała po tym nagłym przebudzeniu, próbowała zebrać myśli i zrozumieć, co właśnie się dzieje. Ale dziewczynka była tak pełna energii i entuzjazmu, że trudno było się oprzeć jej inwencji twórczej.
- Musisz mi zapewnić podstawowe dobrodziejstwa życia o poranku, hm?
- Zadzwoń do swojego ojca, na pewno zapewni ci dostatek ze swojej marnej pensji. - mruknęła, odwracając się do niej plecami. Był to jeden z największych błędów i nowa zasada w życiu Thylane, nigdy nie odwracaj się od wroga. Z głośnym trzaskiem wylądowała na podłodze, będąc sterroryzowana przez dziecko. Cholera… Usłyszała tylko śmiech terroru i okrzyki wojenne ataku na lochy potworów. Zastanawiała się tylko, czy takowym straszydłem nie została mianowana właśnie tymczasowa tancerka.
Żałowała, że nie wzięła numeru od tego białego gbura, który nie zamierzał najwidoczniej dać jej wcześniejszego znaku życia. Jakież to było upierdliwe, gdy musiała wykonać trzy rodzaje najróżniejszych śniadań, aby ten czort coś chciał zjeść. Skończyło się oczywiście na spełnianiu dziecięcych wyobrażeń ideału jedzenia, czyli tonie cukru. Jednak musiała jakoś odsunąć nieprzyjemne wspomnienia od wydarzeń, jakie ta mała dziewczynka przeżyła na swoim kręgosłupie. Echo tych wydarzeń mogło się za nią ciągnąć wiele pokoleń do przodu, a to dopiero był przecież początek. Musieli jakoś załagodzić sprawę i doprowadzić ją do rozwiązania.
Po długich godzinach ciągłych pytać, rzucanych tekstów i zabawy, głowa Thylane była na granicy wytrzymałości. Ile można było bez przerwy gadać? Jedynym zajęciem jaki jej przypadł do gustu były bajki, dlatego pozwoliła jej wejść w odmęty internetu i dziecięcych pragnień. Jednak wszystko się zmienia, gdy dziwny kurier pod drzwi podstawił im pudło pełne rzeczy potrzebnych małej dziewczynce. Dzięki takiemu zabiegowi, mogła nawiązać kontakt z bandą. Siedząc na parapecie i bacznie obserwując otoczenie, starała się zapisywać najistotniejsze fakty i ciąg nieudanych wydarzeń. Musiała doskonale znać wszystko, aby się bronić, gdy dojdzie do spotkania z władzami Ruchu Oporu. A do tego chciała doprowadzić, aby znaleźć potencjalnych zdrajców.
- Informuj mnie do postępach, ja mam coś… Kogoś na karku. - szybko się poprawiła, odrzucając papieros do popielniczki. Nim przerzuciła swoje ciało do wnętrza mieszkania, ostatni raz przyjrzała się bacznie ulicą. Gdzieś tam w zakamarkach ciemności stały jej oczy i uszy, badający teren w wykryciu potencjalnego zagrożenia. Korzystając jeszcze z braku obecności biało włosego mężczyzny, zakleiła kopertę, opieczętując ją swoim sygnetem władzy. Nadal uważała to za prymitywne.
- Pani wredna, czy mogę prosić o pomoc?
- Zależy w jakim kontekście mam przeprowadzić podobne zabiegi. - wskoczyła zgrabnie do środka, zamykając drzwi i zapewniając w dalszym ciągu sobie odrobinę prywatności.
- Chcę wyglądać ładnie, jak przystało to na dziewczynkę w moim wieku… Nie chcę już widzieć widoku krwi i krzyków istot… - Thylane uniosła tylko brew, widząc znaczną zmianę w jej zachowaniu. Eh, nadal zapominała, że była tylko dzieckiem z zbyt wielkimi przeżyciami.
- Siadaj na krzesło, ułożymy twoje niesforne włosy po spaniu w spójną całość.
- Potrafisz takie rzeczy? - poczuła na sobie badawcze pytanie, gdy Adi tylko posadziła cztery litery na meblu. Jej badawcze spojrzenie powodowały swoiste ciarki, jakich już dawno nie czuła. Cholerka.
- Potrafię więcej, niż twój potencjalny ojciec, wiesz?
- Oboje jesteście podobni do siebie, krzykliwi i brzydko mówicie… - zaśmiała się perliście, bujając beztrosko nogami do tyłu i przodu.
- Pomówimy o tym za kilka lat, gdy też będziesz stara jak my.
Czas mijał im nawet spokojnie, po uczesaniu ognistych włosów i przebraniu dziewczynki w dostarczone ubrania, naprawdę przypominała zwyczajnego człowieczka. Jednak była to cisza przed burzą, ponowne zabawy i marudzenie powróciły zaraz przed potencjalnym posiłku. Głowa Thylane mocno została uszkodzona, gdy pociągnęły dalszą zabawę w zdobywanie lochów wymyślonych przez Adi. Oberwanie znienacka wiekiem ozdobnego pudełka na biżuterię prosto w oko, zakończył rozejm i zaczęło wojnę.
- Pomóżcie mi! - krzyczała mała pokraka, waląc w drzwi jedynego pomieszczenia, gdzie nie mogła wprowadzać terroru. Lekarka z przekleństwami pod nosem przykładała mrożonkę do oka, błagając, aby tylko na krwiaku się skończyło. Szczęk zamka do mieszkania spotęgował jeszcze większą niechęć, niż dotychczas. Szorowanie buciorami po parkiecie jak zombie, znała to doskonale. - Witamy na wojnie…