Thylane
Ciężki poranek przywitał starszą kobietę szarym niebem i niemal zimnym dotykiem powietrza. Jej oczy otworzyły się powoli, odsłaniając zmęczenie i niewyspanie. Czując każdy ból w ciele, z trudem przewróciła się na bok i próbowała wstać z łóżka. Jeden z poparzonych palców delikatnie podrapał materiał pościeli, wywołując cichy jęk bolesny zarówno dla niej, jak i dla tego niemal beznamiętnego ranka. Uczucie tępych oparzeń na plecach i plecach było niemal nie do zniesienia. Każdy ruch przypominał jej o wczorajszej walce, o chwilach, w których jej moc ciemności zatoczyła krąg wokół niej, by odeprzeć napastników. Chociaż wykorzystała swoją magiczną zdolność do obrony, nie była zwolniona od konsekwencji. Jej ciało i umysł były poszarpane, a chłód poranka przeszedł przez nie jak ostrze.
Pomaszerowała w kierunku łazienki, odczuwając każdy krok w nogach. Zatrzasnęła drzwi, uwalniając strumień gorącej wody z prysznica. Oparzenia były bolesne, ale to nie była tylko ich fizyczna obecność, która wgniata się w jej umysł. To, co uczyniła, była koniecznością, ale wciąż dręczyło ją pytanie – czy to było jedyne wyjście? Stojąc pod strumieniem wody, z zamkniętymi oczami, poczuła jak deszcz ciepłej wody zmywa z niej brud i krew, ale nie mogła pozbyć się wewnętrznego uczucia splątania i chaosu. Jej umysł odnosił się do chwil walki, do widoku ciemności unoszącej się wokół niej, do mrocznych twarzy napastników. Było to o wiele więcej niż tylko fizyczne starcie – to była walka z samym sobą, ze swoimi mocami, ze swoją niepewnością.
Przesłoniła twarz dłonią, trzymając się krawędzi prysznica, jakby próbując się przytrzymać w tej burzliwej rzeczywistości. Ciemność, którą kontrolowała, nie była łatwa do oswojenia. Jej umysł krążył wokół myśli, które towarzyszyły jej już od dłuższego czasu. Czy ta moc ją zdefiniuje? Czy jest w stanie ją kontrolować czy może ją zniszczyć? I co tak naprawdę chcą od niej ci ludzie, którzy ją zaatakowali?
Woda spłynęła po jej ciele, a jej wewnętrzny monolog tonął w szumie spadających kropel. W końcu otworzyła oczy i sięgnęła po mydło, zaczynając wycierać ciało, jakby chciała zmyć z siebie nie tylko ból fizyczny, ale i wewnętrzny chaos. Jej myśli skupiały się na tym, co mogła zrobić dalej. Miała przy sobie dziewczynkę, o której nie wiedziała wiele, ale była pewna, że ta mała istota również miała swoje sekrety i moc, podobnie jak ona. Była to kolejna tajemnica, którą musiała zgłębić, kolejny kawałek układanki, który dopiero miała złożyć. Kiedy zmywała z siebie pianę mydła, Thylane poczuła się w pewien sposób odświeżona, choć nie zniknęły jeszcze jej wątpliwości. Zdecydowanie wiedziała, że będzie musiała działać, odkrywać prawdę i stawić czoła tym, którzy chcą skorzystać z jej mocy dla własnych celów. Jej potencjał i determinacja były jak ten prysznic, który wyciął ją z otaczającej mgły, pozostawiając ją zrozpaczoną i zdeterminowaną, by walczyć z ciemnością nie tylko na zewnątrz, ale i w sobie.
Kierując się do kuchni, zaczęła przygotowywać śniadanie. Jej umiejętności kulinarnych były umiarkowane, ale chciała uczynić ten poranek dla małej dziewczynki jak najprzyjemniejszym. Słyszała, jak dziewczynka sennie bełkotała na kanapie, a towarzyszący jej sny wydawały się niewinnym azylem wobec świata zewnętrznego. Kiedy zapach świeżych naleśników i aromatycznej kawy napełnił kuchnię, zawołała dziewczynkę, podchodząc do kanapy. Miała na sobie miękki sweter, który ukrywał rany oparzeniowe na jej plecach, ale wewnętrzne przeżycia nadal były odczuwalne.
- Dzień dobry, mała - wymusiła uśmiech do dziewczynki, odpowiednio dobierając każde słowa i ton głosu. Nie chciała jej przestraszyć, a słowa rzucone wczoraj przez jej towarzysza z lekka ją zaniepokoiły. Adi otworzyła ociężale oczy, patrząc w pierwszej chwili na Thylane z ciekawością. Jej niewinne spojrzenie sprawiło, że kobieta poczuła jeszcze większą determinację, aby stworzyć spokojny świat w tej burzliwej rzeczywistości. Jednak spokój trwał tylko chwilę, dziewczynka mocniej złapała za koc, chowając twarz w jego materiał. Trzęsła się, niespokojnie wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. Zapowiadał się ciężki dzień, a przecież sama nie nadawała się do bycia psychologiem. Tym bardziej dla tak małej istoty… - Ej, spokojnie… jesteśmy tutaj same.
- Nie chcę od was nic, p-potwory…
- Adi, proszę o wysłuchanie…
- Odejdź, nie chcę was znać! Chcę do rodziców, uciec do spokojnej wioski, gdzie się wychowałam!
- Chcemy tylko pomóc wam, nikt nie chce twojej krzywdy - westchnęła, przymykając oczy z bólu głowy. Teraz zrozumiała boleści białowłosego mężczyzny, okrutnością dla słuchu były takie decybele.
- Nie chcę was znać!
Thylane spojrzała na nią z wyrozumiałością, rozumiejąc jej obawy. Jej serce biło mocniej, gdy pomyślała o dziewczynce, która również posiadała magiczną moc, która mogła być zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Musiała znaleźć sposób, aby dotrzeć do niej, pokazać jej, że nie jest sama i że nie musi lękać się o swoje życie. Przesunęła swoją dłoń po powietrzu, tworząc delikatny strumień ciemności i mgieł. Ciemne wiry zaczęły się kręcić wokół jej palców, unosząc się lekko w powietrzu. Dziewczynka śledziła ten taniec z ciekawością i niepewnością, jej oczy przyklejone do mrocznych form, które wypełniały przestrzeń.
Przyciągnęła te ciemne wiry do siebie, tworząc z nich delikatny koronkowy wzór, jakby tkana z nocy i cienia. Następnie uniosła rękę, a kawałek tej koronki mroku odłamał się od reszty i unosząc się w powietrzu, zaczęła rozpływać się w kształtach delikatnych zwierząt i roślin. Adi wpatrywała się w ten niezwykły taniec mroku, jej spojrzenie zaczynało się rozjaśniać, a strach powoli ustępował miejsca zaciekawieniu. Ciemność nie wydawała się już taka przerażająca, a raczej piękna i tajemnicza. Przyłożyła do swojej dłoni mniejszą odpowiedniczka dziewczynki, a małe mroczne zwierzęta zaczęły delikatnie je obchodzić, jakby okrywając je osłoną z cienia. Dziewczynka wzdrygnęła się na początku, ale gdy poczuła delikatność tego dotyku, jej strach zniknął.
- Spójrz - powiedziała Thylane cicho. - Ciemność nie zawsze musi być zła. Możemy ją kontrolować, nadać jej formę i wykorzystywać ją w dobrej intencji. Mrok nie zawsze oznacza zło, jednak muszę ją ukrywać przed wzrokiem innych ludzi. Dziś pierwszy raz od wielu lat wypuściłam ją na wolność, aby ratować pewnego uciekiniera.
Dziewczynka patrzyła na nią z zainteresowaniem, jej oczy wypełnione teraz zdziwieniem i ciekawością. Skierowała swoje mroczne kreacje w kierunku stolika, na którym stał przygotowany śniadaniowy talerz.
Mroczne figury zaczęły delikatnie układać się na talerzu, tworząc zaskakujące wzory i obrazy, jakby ożywając w magiczny sposób. Dziewczynka zaczęła się uśmiechać, jej strach stopniowo ustępując miejsca zdumieniu i zachwytowi.
- Widzisz? Oficjalnie zapraszamy waszą miłość na prawdziwe przyjęcie! - kontynuowała kobieta z uśmiechem, czochrając małą dziewczynkę po głowie. - Dziś zaplanowałam prawdziwe przyjemności, chcesz pobawić się w panią lekarz?
- Tak!
~ * ~
Dzień okazał się być jednym z cieplejszych, idealny na wycieczkę do zoo. Thylane i jej mała podopieczna, spacerowały ręka w rękę po ścieżkach ogrodu zoologicznego. Wesołe wrzaski małp i chichot dzieci wypełniały powietrze, tworząc radosną aurę. Adi była pełna podziwu dla egzotycznych zwierząt, jej oczy lśniły widokiem kolorowych ptaków, majestatycznych lwów i zwinnie przemykających małych lemurów. Białowłosa chichotała, obserwując zachwyt dziewczynki i czasami sama dzieląc się ciekawostkami na temat zwierząt. Po wielu godzinach spędzonych w zoo, zdecydowali się na krótką przerwę w jednej z kawiarni. Zamówiła lody i usiadły przy małym stoliku na tarasie, ciesząc się chłodem i widokiem fontanny.
- Dziś było naprawdę wspaniale, prawda? - zagaiła nareszcie, uśmiechając się do Adi. Szefowa pracująca pod przykrywką czuła się mało swobodnie, dzisiejszego dnia pobiła wszystkie rekordy wprawiania mięśni twarzy w tak wybitne miny. Nigdy nie była człowiekiem ukazującym swoje emocje, wolała zwyczajnie być szarym obywatelem, oddalając się przez pryzmat dobijającego wzroku. Dziewczynka kiwnęła entuzjastycznie głową, gryząc odważnie kawałek lodów.
- Tak, tak. Wiesz, że była to moja pierwsza wycieczka w takie miejsce? - odpowiedziała poważnie, gasnąć w jednej chwili. Jej oczy straciły ten znany jej blask, ramiona opadły. Znowu dało się zauważyć jej zagubienie, smutek i nienawiść.
- Powiedz mi coś, Adi... Czy wiesz coś więcej o swojej rodzinie?
Mila przestała żuć lody, jej spojrzenie stonowane jeszcze bardziej się stało.
- Niewiele... Moja rodzina była tajemnicza. Mama mówiła, że jesteśmy wyjątkowi, że mamy jakieś zdolności, ale nigdy nie dokończyła opowieści.
- Rozumiem, że to może być trudne pytanie, ale chcę, żebyś wiedziała, że jesteś bezpieczna ze mną.
- Na pewno jesteś mniej agresywna, niż tamten włochaty, przepełniony zimnem włochaty drapieżnik… Rzucał mną jak piłką.
- Włochaty drapieżnik? Rzucał?! - nieznacznie przekrzywiła głowę, próbując zrozumieć słowa małego potwora. - Co tam się wydarzyło?
- Nie mogę powiedzieć, bo znowu wyląduje na strzelającej kobicie z pałką. I nie powiem nic o sobie, zapomnij - udała, że zaklucza swoje usta, na nowo zabierając się za jedzenie lodów. No tak… Kolejny raz dziewczynka ucieła jakiekolwiek formy kontaktu, przebywając we własnym świecie.
Naprawdę kobieta coraz bardziej zaczęła doceniać matki i podziwiać ich nerwy, ona z pewnym mężczyzną najpewniej rozerwałaby na strzępy. Wyciągnęła swój telefon, wygodniej rozsiadając się na tarasowym, dość twardym dla jej obitego tyłka krześle. Jak ona da radę dziś wykonywać pląsy, biorąc całą zmianę?! Praca… Zaraz!
- Adi zbieramy się! - dopiła połowę gorącej kawy, nie zwracając uwagi na poparzony język. Rzuciła zgniecione pieniądze na blat stołu, ciągnąc dziewczynę do nieodpowiedniego miejsca.
- Ale nie zjadłam lodów!
- Jednak Leniwiec musi zarabiać pieniądze na te LODY! - wzięła dziewczynkę na swoje biedne, strzelające od nagłego ciężaru plecy i pobiegły do najbliższego postoju taksówek.
Dziewczynka okazała się być numerem jeden plotek na najbliższy tydzień, gdy tylko przekroczyły drzwi dla personelu pewnego miejsca. Choć i tak większość dziewczyn okazała się być wręcz zakochana, podziwiając nie tutejszą urodę potworka. Thylane jednak najadła się strachu, gdy szefowa zaczęła krzyczeć na jej pomysł wypadu z dzieckiem.
- Kto to jest dla ciebie, huh? - skrzeczała kolejny raz kobieta, poprawiając notorycznie spadające okulary z jej nosa.
- Wykonuje przyjacielski obowiązek pomocy w potrzebie, pilnując… To coś…
- Przyprowadzając dziecko do klubu nocnego, huh?!
- Musiałam…
- Kto to jest?! - cholera, takie podstawienie pod ścianę nie było dobre dla niej. Thylane wykończona ostatnimi wydarzeniami, boleściami ran nie myślała zbytnio, co ciśnie się jej na język.
- Bękart mojego kolegi…
- Kogo się pytam?!
Tancerka słysząc znajomy jej pisk szczęścia, automatycznie odwróciła się w stronę wejścia. Właśnie w tej chwili pokochała aktorskie umiejętności swojej podopiecznej, która z udawanym uwielbieniem doczepiła się do nogi Corala. Cholera…
- Nareszcie wróciłeś, Coral! - zawołała, patrząc wielkimi oczami w górę. Zaatakowany mężczyzna wręcz zamarł, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Kobieta zdołała zarzucić na siebie tylko kaptur, chcąc zniknąć. Przecież na nie przeżyje tego, razem z małą zarazą. Dzięki Adi!