Thylane
Początkowo spokojne poranne godziny spędzała w towarzystwie Adi, przy czym obie dziewczyny wcielały się w role detektywów, starając się rozwiązać faktyczną sprawę, która dotyczyła małej. Ich zabawa była w pełnym rozkwicie, kiedy to nagle dzwoniący telefon wyrywał Thylane z tej przyjemnej rzeczywistości. Nagły dzwonek wstrząsnął spokojem, a kobieta niepewnie spogląda na obcy numer na ekranie telefonu. Nieoczekiwany głos Corala po drugiej stronie połączenia sprawił, że Thylane zmarszczyła czoło. Brzmiał on nieco niewyraźnie, pozbawiony zwykłej pewności i energii. To wywołało w niej niepokój i zaniepokojenie.
"Zrób mi przysługę. Idź do mojego domu, weź kluczę spod wycieraczki, zabierz kilka ubrań i przywieź mi je do parku przy Słonecznej. Zostaw je gdzieś i tyle, tylko dzieciaka nie bierz."
Thylane przypomniało się, że coś podobnego już miało miejsce wcześniej, kiedy to wstrzymywała oddech, słysząc w głosie mężczyzny pewną niepokojącą nutę. Mimo że zastanawiała się, co tak pilnego mogło być w środku nocy, teraz w dzień sytuacja wydawała się jeszcze bardziej niezwykła. Kiedy Coral podał adres, a rozmowa dobiegła końca, odłożyła telefon i spojrzała na Adi.
"Muszę tam teraz iść, Adi. Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale wygląda na to, że Coral potrzebuje pomocy."
Kobieta wiedziała, że musi się zabrać, nie pozostawiając mężczyzny samego w trudnej sytuacji. Zostawiła Adi pod opieką zaufanej osoby, która praktycznie cały czas obserwowała tereny ich mieszkania. Kilka długich minut później znalazła się na drugim końcu miasta, stojąc przed drzwiami kawalerki Corala. Wewnętrzny niepokój wywołany nieoczekiwanym wezwaniem był podkręcany przez to, że widziała teraz to miejsce - miejsce, w którym pewnie kryły się tajemnice, których jeszcze nie poznała.
Otwierając drzwi, Thylane poczuła się niemal jak intruz. Przekroczenie progu cudzego mieszkania bez zaproszenia było dla niej czymś niestosownym. Rozejrzała się po wnętrzu, które odzwierciedla mężczyznę, który tu mieszkał. Nie było to tak, że było bardzo luksusowe, ale to, co widziała, miało pewną głębokość i charakter. Mieszkanie było przesycone ciemnością, a zapach stęchlizny był wyczuwalny w powietrzu. Większość okien była zasłonięta roletami lub zasłonami, co dodawało pomieszczeniu pewnej intymności, a jednocześnie jeszcze bardziej wzmacniało to atmosferę tajemniczości. Przekraczając progi największego pomieszczenia, o mało nie wywróciła się, zahaczając o fragmenty zniszczonego krzesła. Odsunęła jedno zasłonięte okno, odsłaniając pełen parapet kwiatów. Jednak te piękne rośliny były teraz zwiędłe, brakowało im wody. Wydawało się, że zaniedbanie i niedostateczna troska o nie przyniosły smutne owoce.
Przeszła dalej, jej oczy wędrowały po pomieszczeniu, zauważając liczne zabawki dla zwierząt, które walają się na podłodze. Książki leżały na stole i kanapie, wydając się pozostawione tu nieco na oślep, bez uporządkowania. Miała wrażenie, że mieszkanie było niemal kontemplacją przeciwności wewnętrznej natury Corala.
Postanowiła działać - przewietrzyć to duszne pomieszczenie, które wydawało się oddychać tajemnicą, przekręcić klamkę okna, otworzyć rolety i zasłony. Świeże powietrze napływało, zmywając zasłonę niechęci i mroku. Wraz z rosnącym oświetleniem, ukazywały się detale mieszkania, które dotąd były ukryte w cieniu. Jej spojrzenie zatrzymało się na wielkich śladach na ścianie, niczym głębokie rysy pozostawione przez ogromne, zabójcze pazury. To były jak wstęgi przypominające o jakimś okrucieństwie, które rozegrało się w tym miejscu. Wyglądały na ślady pozostawione po walce, po desperackiej próbie obrony przed czymś potężnym i niebezpiecznym. Serce Thylane przyspieszyło, kiedy zdecydowała się zbliżyć i dotknęła palcami tego zagłębienia w ścianie. Czuła chłód na swojej skórze, jakby ta ściana wciąż nosiła w sobie resztki tej strasznej historii. Było to jak wstęp do mrocznej opowieści, której przewrócenie kart groziło odkryciem czegoś, co mogłoby zmienić jej dotychczasowy pogląd na świat. Spojrzała na swoją dłoń, która dotknęła rysy. Wtedy przypomniała sobie o pistolecie, który zawsze nosiła przy sobie. Instynktownie sięgnęła do kieszeni, czując chłód metalu w swojej dłoni. Poczuła się trochę bardziej pewnie, mając tę broń na wypadek jakiejkolwiek nagłej groźby. Jej wzrok wrócił do śladów na ścianie. Były one jak świadectwo przeszłości, które krzyczało o niebezpieczeństwie, które nieodmiennie czaiło się w cieniu. Thylane zdawała sobie sprawę, że stąpanie po tym terenie było jak balansowanie na ostrzu noża - jedno źle zakreślone ruchem mogło ją sprowadzić na skraj czegoś, co niekontrolowane, mściwe i potężne. Zdecydowała się podejść jeszcze bliżej, przyglądając się tym znakom wewnętrznej walki. Jej ręka wciąż trzymała pistolet, gotowy do szybkiego reakcji. Wraz z każdym krokiem, który zbliżał ją do tej rysy, jej serce biło coraz mocniej. Przez chwilę odważnie próbowała dostrzec coś więcej, odczytać więcej z tego potężnego śladu. Śladów było znacznie więcej, jakby jakaś istota w furii próbowała uciec na wolność z klatki.
Thylane przemierzała kolejne pomieszczenia mieszkania, mijając zniszczone meble i porwane książki. Jej serce bolało na widok tego chaosu, zwłaszcza w przypadku tych uszkodzonych książek. Z pewnością niektóre z nich miało wysoką wartość, a może nawet były rzadkimi egzemplarzami, które z czasem mogłyby przyciągnąć uwagę kolekcjonerów.
Kiedy wreszcie wkroczyła do sypialni mężczyzny, zauważyła, że to właśnie to pomieszczenie zdawało się być najlepiej utrzymane. Chociaż kwiaty na parapetach straciły swoją witalność, były do odratowania. Zdeterminowana wzięła się do pracy, poszukując w okolicy naczynia, które mogłoby posłużyć jako pojemnik na wodę. Głębokie naczynie, które znalazła, było idealne do tego celu. Cierpliwie napełniła je wodą i zaczęła zasilać każdy z kwiatów tym życiodajnym płynem. Jej spojrzenie spoczęło na kwiatach, które powoli wydobywały się z apatii. Woda płynąca do ich korzeni była niczym obietnica nowego życia, nowej nadziei. Widok ten wydawał się oddawać również jej własne przemyślenia - walkę z ciemnością, chęć ożywienia czegoś, co wydawało się stracone. Gdy zakończyła tę chwilę opieki nad kwiatami, jej wzrok padł na torbę sportową leżącą w kącie pokoju. To musiało być to, czego szukała. Zdecydowanie podjęła torbę i delikatnie sprawdziła jej zawartość. Ubrania w stylu typowym dla mężczyzny były dobrze zapakowane, wyczekujące na swoje przeznaczenie. Lenia po chwili zdecydowania podniosła torbę i ruszyła w kierunku wyjścia. Mimo że naruszała przestrzeń osobistą mężczyzny, czuła, że to, co robi, jest konieczne dla jego dobra. Miała nadzieję, że przekazanie mu tych ubrań pomoże mu w jakikolwiek sposób. Odsunęła ostatnią zasłonę i z przyjemnością pozwoliła promieniom słońca wypełnić pomieszczenie.
Zdawała się wciąż wchodzić w nowe i coraz bardziej niezwykłe sytuacje. Kiedy niespodziewanie przekroczyła próg łazienki, jej wzrok padł na widok, który mógłby mrozić krew w żyłach. Nie była to pierwsza tajemnica, z którą miała do czynienia, ale widok ten wprawił ją w zdziwienie. Stała przez moment, obserwując tę scenę. Wiele razy widziała podobne sytuacje jako lekarz, ale teraz była to inna perspektywa. Na podłodze, sterczały sterty zużytych opatrunków, gaz i bandaży. Wszystko to było przesiąknięte znacznymi ilościami krwi. Jej pierwsza reakcja była zaskoczenie, a potem chwyciła za torbę, którą miała na ramieniu. Wchodząc jeszcze głębiej do łazienki, opuściła torbę na podłogę i podniosła jeden z opatrunków, przyglądając się dokładniej. Jej wykwalifikowany umysł zaczynał analizować sytuację. Wiedziała, że ta krew nie była jej, ale to, co widziała, wskazywało na to, że mężczyzna, którego tu odwiedziła, musiał niedawno przejść przez coś trudnego. Wiedziała, że czas się kończy. Szybko podniosła torbę i wydobyła się z łazienki, jednak nie opuściła pomieszczenia tak po prostu. Zauważyła stos opatrunków, którzy mogą się jeszcze przydać. Zdecydowanie sięgnęła po kilka zapasowych bandaży, butelkę alkoholu i butelkę wody. Thylane wyszła z łazienki, cichym krokiem wróciła do korytarza, a potem bezszelestnie wbiegła na schody. Jej umysł pracował szybko, starając się połączyć wszystkie te niesamowite elementy tej historii. Nie była pewna, co się dzieje z mężczyzną, którego właśnie odwiedziła, ale była gotowa zrobić to, co w jej mocy, aby pomóc. Zdjęła się z schodów i znalazła się na zewnątrz, uciekając przed tą tajemniczą scenerią, która pozostała za nią.
~ * ~
Przemierzała uliczki parku, której wcześniej nie znała. Gdyby była tutaj nocą, pewnie nie odważyłaby się nawet wejść na ten zarośnięty teren. Wzdrygnęła się, odwracając czasem za siebie, choć nie było tutaj zbyt wiele ludzi. W końcu przewróciła oczy w niebo i odetchnęła z ulgą. Coral mówił jej, żeby zostawiła torbę gdziekolwiek. To łatwo mu było mówić. Podeszła do jednej z ławek, zacienionej przez rosnące wokół krzewy, i ostrożnie odłożyła torbę na ziemi. Następnie usiadła na ławce, zapalając papierosa. Dym wypełnił powietrze, a Thylane spojrzała dookoła, obserwując to miejsce. Wiedziała, że musi zachować ostrożność, nawet jeśli to nie jej naturalna reakcja. Rozmyślała nad tym, co widziała w mieszkaniu mężczyzny. Zastanawiała się, jakie to mogło mieć znaczenie i jakie powiązania mogły istnieć między tymi dziwnymi elementami. Jej umysł pracował nad układaniem kawałków tej skomplikowanej układanki. Była pewna, że odpowiedzi leżą gdzieś w ukrytych tajemnicach Corala, ale na razie były dla niej nieosiągalne. Thylane wiedziała, że musi dowiedzieć się więcej, aby zrozumieć to, co dzieje się wokół niej. Zanurzona w myślach, popatrzyła na wypalający się papieros w jej dłoni i przymknęła oczy na chwilę, próbując oderwać się od biegu myśli i znaleźć spokój w tej nietypowej scenerii. Przerwano jej jednak szybko, telefon notorycznie domagał się cienia uwagi.
- Wszystko w porządku, detektyw Adi? - zapytała, zaciągając kolejną porcję dymu do swoich płuc.
- Chciałam tylko zapytać, czy odnalazłaś humorzastą zgubę - skrzywiła się, słysząc to nieznośne żucie gumy. Naprawdę czasem przerażał ją fakt, że dzieci nie były uczone podstawowych manier. - Trochę tęsknię za nim, chyba go coś mocno dręczy - puh! Dziewczynka umyślnie puściła balona z przeżywanej gumy. - Patrzałam na nasze ścienne sprawy, dotyczące naszego śledztwa. Muszę ci potem coś powiedzieć.
- Nie stresuj się, Adi - nagły trzask gdzieś w oddali spowodował nagłą reakcję u kobiety. Wyciągnęła broń, odwracając się w ciemności porastające las za jej plecami. - Narysuj to, aby nie zapomnieć… Tak, wstąpię do piekarni i kupić pączki - zmrużyła oczy, patrząc się w gęstwiny. Chyba naprawdę wariujesz, pomyślała. - Będę za czterdzieści minut, nie rozwal mieszkania.
Leżącą nadal zapalniczkę i prawie pełne opakowanie używki zgarnęła z ławki, kładąc ją na przyniesioną torbę. Nie zamierzała dzwonić na nieznany jej numer, ufała, że wiedział, co robi.
- Misja wykonana, gdziekolwiek jesteś… - zasalutowała w stronę lasu, zabezpieczając broń i chowając ją w jej stałe miejsce. Naprawdę liczyła, że cokolwiek usłyszy z wytłumaczenia mężczyzny. Jednak nie zamierzała się narzucać.
Spełniła obietnicę złożoną Adi, wyrobiła się szybciej w swoim postanowieniu, niż mogła sobie to wyobrazić. Dziewczynka wydawała się być pełna energii i entuzjazmu, gotowa do wszelkich nowych doświadczeń. Thylane postanowiła wykorzystać tę chwilę i zabrać ją na lekcję tańca towarzyskiego. Wspólnie przesunęły stolik, tworząc małą przestrzeń do tańca w środku salonu. Z uśmiechem na twarzy wyjaśniła Adi podstawy kroków i ruchów, a dziewczynka starannie próbowała ich naśladować. Ich śmiech wypełniał pokój, gdy Adi wpadała w różne śmieszne sytuacje podczas tańca.
- Właśnie, trzymaj postawę prosto, Adi. No tak, teraz obrót... o, świetnie! Już prawie jak profesjonalistka! - zachęcała Thylane, widząc, jak dziewczynka robi postępy. - Znasz już dużo kroków, więc teraz możemy zatańczyć razem w parze- zaproponowała. Przyprowadziła Adi bliżej i wprowadziła ją w prosty taniec towarzyski, delikatnie prowadząc ją przez ruchy.
- O, to jest takie fajne! Czuję się jak księżniczka tańcząca z księciem - westchnęła Adi z uśmiechem, a tancerka uścisnęła ją delikatnie w ramionach.
Gdy chwilami odpoczywały między tańcami, zaczęły rozmawiać o bardziej poważnych tematach. Adi opowiedziała Thylane o tym, co się wydarzyło podczas pobytu w laboratorium, jak to było dla niej trudne. Thylane słuchała uważnie, starając się zrozumieć emocje dziewczynki. Kipiała w niej złość, gdy opowiadała, że właśnie tam straciła ojca, w badaniach prowadzonych na nich. W międzyczasie próbowała dodzwonić się do Corala, jednak bezskutecznie.