Coral
Na początku ze złością skosztowałem dania, ale gdy poczułem smak rozpływającego się mięsa w ustach, momentalnie się uspokoiłem. Kiedy ostatnio ktoś mi coś ugotował tak dobrego? Nie pamiętałem i nie chciałem grzebać we wspomnieniach, bo bałem się tego, co tam zobaczę. Thylane zrobiła dla mnie tyle… powiedziałbym, że nawet za dużo. Rozumiem, że mogła mieć dużo pieniędzy, w końcu gangi działają w taki sposób, ale to wszystko, te telefony, nowe dokumenty, konto w banku, ubrania… nie miałem pojęcia, jak mógłbym jej podziękować, a wiedziałem, że nie zamierzam być dla niej miły, łasić się czy całować rączki. To nie było w moim stylu, a po za tym, zbyt często mnie denerwowała, abym zmienił swoje nastawienie. Po za tym, tak z innej beczki, wydaje mi się, że inaczej nie potrafilibyśmy „żyć”. Teraz mi się nawet wydaje, że ciężko mi by było bez tej pokraki…
*
Thylane nie miała żadnych informacji od Sagery przez kolejne dwie godziny. Kompletna cisza, jakby dalej nie mogli odnaleźć szpiega. Dziewczyna starała się być spokojna, nawet kontynuowała przekomarzanie się ze mną, ale wiedziałem, że w głębi siebie jest zdenerwowana. Czas płynął, szpieg mógł się oddalać lub knuć nowe plany, a my siedzieliśmy na tyłkach, nie mogąc nic z tym zrobić, z dwóch powodów. Oboje wyglądaliśmy jak chodzące mumie, nasze możliwości były ograniczone, a ponad to i tak nie mielibyśmy pomysłu, gdzie się udać i jaki następny ruch wykonać. Wydaje mi się, że najtrudniejsze w całej sytuacji jest zwykłe czekanie i próba odprężenia się. Ja również nie mogłem usiedzieć, zaczynałem się stresować tym, że zwierzęce atrybuty nie znikały, a ja miałem ochotę ukryć się w lesie.
- Chyba gdzieś wyjdę – stwierdziłem, kiedy z nudów zacząłem obgryzać kości po mięsie, jakie znalazłem w lodówce. Dziewczyna zmierzyła mnie spojrzeniem od dołu do góry.
- Wyglądasz jak zwierzęca mumia. Jakbyś się przebrał na halloween – wzruszyłem tylko ramionami.
- Ubiorę się. Idziesz ze mną? – zapytałem odkładając kość do lodówki. Thylane wyglądała na zniesmaczoną, więc wyciągnąłem kość i odłożyłem ją sobie na talerzyk, by móc ją potem dokończyć.
- I tak nie mam nic do roboty. Przypilnuje cię, żebyś się nie rzucił na nic – stwierdziła, a mój ogon z niewiadomych powodów zamerdał. Jeśli szybko nie pozbędę się ogona i uszu, to zaszyje się w czterech ścianach i nie będę wychodził.
Pogoda na zewnątrz była szara, aczkolwiek do końca dna nie spadła ani kropla deszczu. Miałem kaptur na głowie, by przykryć uszy i ubrania, by zakryć bandaże. Leniwiec podobnie się ubrała, w końcu żadne z nas nie miało ochoty użerać się z ciekawskimi ludźmi, zastanawiającymi się, dlaczego oboje wyglądamy, jakbyśmy uciekli ze szpitala. Przemierzaliśmy miasto w ciszy. Reagowałem na każdy dźwięk i ruch, szum przejeżdżających obok nas aut nie był przyjemny, słyszałem niemal każdą nudną rozmowę tych, którzy przechodzili obok nas, ale najgorsze i tak były dzieci, które krzyczały.
- Nawet nie myśl, by któregoś rozszarpać – usłyszałem dziewczynę, gdy mój wzrok spoczął na dwójce niemal identycznych dzieci, kłócących się o jakiegoś misia. Lekko się uśmiechnąłem.
- Wiesz jaka by była sensacja? Mieli by chociaż o czym ciekawym rozmawiać – odparłem, znowu słysząc, jak jakaś kobieta opowiadała drugiej o ubraniach. Rany boskie, dlaczego ta płeć musi być taka pusta i nudna.
- A policja miała by dużo roboty. I my również – machnąłem ręką, ale nic nie odpowiedziałem. – Kontaktowali się z tobą w sprawie wybuchu? – pokręciłem głową.
- Milczą, prawdopodobnie nic nie mogą ustalić – przytaknęła mi.
Zatrzymałem się przez zoologicznym.
- Hm? Nie mów, że chcesz pomęczyć jakiegoś chomiczka – zażartowała, na co pokręciłem głową.
- Co ty, jakbym chciał pomęczyć jakieś zwierzę wykorzystałbym ciebie. Kupię coś dla Saby – po tych słowach zniknąłem w sklepie. Usłyszałem jeszcze telefon Thylane, ale nie byłem tym zainteresowany, bo do mojego nosa dotarły dziwnie kuszące zapachy. Moje uszy zareagowały na zwierzęcy harmider: stukanie, pukanie, miauczenie, szczekanie, ćwikanie, świszczenie, a mój nos zareagował na przeróżne zapachy. Czułem się jednocześnie zafascynowany, ale również przerażony. Nie byłam pierwszy raz w zoologicznym, ale pierwszy raz w takiej formie.
- W czymś pomóc? – podeszła do mnie niska dziewczyna, która musiała się jeszcze uczyć. Uśmiechała się do mnie, ale nim zdołałem odpowiedzieć, kobieta wpadła do sklepu.
- Coral, idziemy, już – powiedziała ostro, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
- Innym razem.