Coral
Leżałem na jej łóżku, wpatrzony w sufit. Nie mogłem spać, pomimo działania przeciwbólowego zastrzyku, byłem obolały przez samo zmęczenie. Rany po kulach i ostrych narzędziach można opatrzyć, zszyć, schować pod bandażami, ale rany na psychice człowieka są gorsze w leczeniu. Za każdym razem, gdy próbowałem zamknąć oczy i choć na moment odpocząć, miałem przed oczami rozlew krwi. Na nowo przeżywałem dzisiejszy dzień, to, jak rozszarpywałem gardła, wgryzałem się w twarze, odrywałem kończyny i wypruwałem wnętrzności na wierzch. Powinienem się przyzwyczaić, nie robiłem tego pierwszy, ale nigdy nie zabijałem ludzi, których znałem. Zniszczyłem około piętnastu ludzi z Ruchu Oporu. Nawet, jeśli byli szpiegami, których można było przekupić i nie obchodziły ich losy innych ludzi, czułem wyrzuty sumienia. Zabiłem tych, których znałem, a nawet lubiłem i chociaż w tamtym momencie byli dla mnie najgorszymi szmatami, jakie można znaleźć na ulicy, teraz, kiedy emocje opadły, opłakiwałem ich śmierć. Thylane zamknęła się w kuchni, słyszałem przekręcający się kluczyk w zamku. Adi spała dzisiaj u Sagery, więc tę przestrzeń wokół siebie miałem na wyłączność i pomimo tego, że nie byłem na sowim terenie, nic tutaj nie należało do mnie, rozpłakałem się.
Tak samo jak Thylane. Moje uszy miały się już o wiele lepiej, po nieznośnych piskach dziewczynki pozostawały tylko rzadkie migreny, ale moja reakcja na bodźcie wróciła do normalności. Gdy się mocno skupiłem i przestałem szlochać, słyszałem, jak dziewczyna w kuchni stuka szklanką i płacze. Chciałem z nią porozmawiać, zrzucić z siebie w jakiś sposób ciężar, jaki miałem na sercu, ale kobieta była zbyt pochłonięta zszywaniem mnie. Byłem dla niej obciążeniem, za każdym razem gdy potrzebowałem lekarskiej pomocy, nieświadomie wracałem do niej, wiedząc, że nie będzie pytała o szczegóły, tak jak dzisiaj. Nie dowiedziałem się również niczego na temat jej akcji, oprócz tego, że przegrała. Czyżby ten fakt tak bardzo ją zdołował? Czy może była zmęczona jeszcze czymś?
Nie słuchałem długo kobiety krzątającej się w kuchni, bo sam popadłem w taki stan jak ona i nie pamiętałem nawet, kiedy zasnąłem. Moje sny budziły mnie średnio co godzinę, ale pomimo tego, ze zmęczenia bez problemu zasypiałem niemal od razu. Śniłem sceny z dzisiejszej akcji, jednak postacie, które zabijałem, często zmieniały swoje twarze. Oprócz ludzi z Ruchu Oporu widziałem też dzieci z sierocińca, członków bandy Thylane, ludzi, z którymi pracowałem w klubie, a nawet samą szarowłosą i Adi. W pewnym momencie miałem wrażenie, że walczyłem nawet z samym sobą, a potem z Bestią. Wszystkich zabijałem, a przegrałem tylko z Nią.
//Bo takie jest Twoje przeznaczenie,// mówiła Bestia.
Rano się okazało, że dalej nie przeszedłem przemiany i po porannej toalecie, nie ważne jak bardzo próbowałem, żaden ze zwierzęcym atrybutów nie chciał zniknąć. Stojąc przed umywalką, patrzyłem na siebie w lustrze. Małe uszka, zwierzęcy ryjek, czarno-białe futerko i ciemne, duże oczy.
- Dlaczego nie chcesz zniknąć? – zapytałem odbicia w lustrze. Miałem wrażenie, że Bestia w lustrze się uśmiecha, a w swojej głowie usłyszałem jej śmiech. Jednocześnie ze złości jak i z przerażenia uderzyłem w lustro, rozbijając je.
Poszedłem do kuchni, która była dalej zamknięta. Moje dłonie się trzęsły, dlatego kiedy złapałem za klamkę, niechcący mocno pchnąłem drzwi do przodu, wyłamując zamek. Dopiero wtedy Thylane podniosła głowę ze stołu, na którym musiała przetrwać dzisiejszą noc.
- Kur… - mruknęła niewyraźnie pod nosem, łapiąc się za głowę.
- Masz słabe zamki – wyjaśniłem, zamykając drzwi za sobą. Szarowłosa spojrzała na mnie niewyspanymi oczami, pod którymi pojawiły jej się ogromne wory. – I masz wory jak ziemniory – przyłożyłem palec do swojej powieki, pokazując jej jednocześnie język.
- A ty dalej wyglądasz, jakbyś ściągnął futro z skunksa – odparła zgryźliwie, po czym ześlizgnęła się z krzesła, by podejść do szafki z lekami. Prychnąłem na nią, bo to była całkiem dobra odzywka. – Masz zamiar chodzić tak cały dzień? – zapytała, kiedy połknęła jakąś pastylkę, popijając ją wodą z kranu.
- Pewnie, bo wiem, że pociągają cię zwierzęta – otworzyłem lodówkę i zacząłem szukać w niej jakiegoś jedzenia. Miałem ogromną ochotę na mięso.
- Zwierzęta, ale nie jakieś zabandażowane mutanty – w końcu udało mi się znaleźć wędlinę. Miałem jeszcze ochotę na takie mięso, ociekające tłuszczem, wyciągnąłem więc patelnie i olej. – Co ty robisz?
- Mam ochotę na jakieś mięso – wyjaśniłem jej, a ona w odpowiedzi postukała palcem o moje czoło.
- Może przemień się dla swojego dobra – przekręciłem oczami.
- Nie mogę – nic nie odpowiedziała. – A z innej beczki, to potrzebujesz drugiego lustra w łazience – Thylane stuknęła zdenerwowana szklanką o stół.
- Chcesz mi rozwalić ten dom? – wzruszyłem ramionami.
- Kusząca propozycja, ale nie będę miał gdzie mieszkać – zacząłem smażyć wędlinę i w momencie, w którym gorący olej zaczął na mnie pryskać, zacząłem warczeć ze złości.
- Jaki lebiega, daj mi to – zabrała ode mnie sztuciec i popchnęła w bok. Nie kłócąc się z nią podszedłem do okna.
- Sagera ci mówił o wczorajszym dniu? – zapytałem, ale ona pokręciła głową. – Chciałem z tobą o tym wczoraj porozmawiać – przyznałem. Leniwiec w skupieniu smażył moje mięso, a po chwili wyciągnął je na talerz. Po nich zaczęła przygotowywać jajecznicę. – Jakiś koleś przekupił ludzi z Ruchu Oporu, aby pracowali w laboratorium – chciałem jej powiedzieć, że teraz wszyscy nie żyją, że spotkałem brata zamordowanego, ale nie potrafiłem. Czułem się winny temu wszystkiemu i nie chciałem, by mnie oceniała. – Jeden z nich powiedział mi, że szpiegiem jest Rafael Montague – słysząc tożsamość szpiega, Thylane spojrzała na mnie szybko, a w jej oczach dostrzegłem szaleństwo.
- Kto?! – zapytała głośno, będąc w szoku. Powtórzyłem imię i nazwisko, po czym zapytałem, czy zna gościa.
- To mój człowiek! – krzyknęła i w tej chwili wywaliła patelnię, na której smażyła jajko. Wszystko wylądowało na podłodze, kobieta głośno klęła, po czym oparła dłonie o stół i na moment zamilkła, uspokajając się. Zacząłem sprzątać jej bałagan. – Nie, to niemożliwe – zaczęła kręcić głową, nie chcąc w to uwierzyć.
- Poinformowałem wczoraj o tym Sagere, bo ty nie odbierałaś – dodałem jeszcze, wywalając zmarnowane jajko i wrzucając patelnie do zlewu. Kobieta spojrzała na mnie, była bardzo ożywiona, podejrzewam, że nawet wściekła.
Po chwili coś przeklęła, wyzywając rudego wujaszka i wychodząc z kuchni. Zostałem sam, więc jedyne co mogłem zrobić, to dokończyć śniadanie.