Thylane

Thylane, pełna niepokoju, przemierzała swoje mieszkanie w długich krokach, jej kroki były niemal tak gwałtowne jak bicie jej serca. Jej ludzie byli postawieni w stan najwyższej gotowości, a atmosfera była napięta niczym struna. Zastępca Thylane, Sagera, stał w pobliżu, obserwując jej nerwowe zachowanie.
- Wszystko się sypie, Sagera -  mówiła, wodząc ręką przez włosy. "To już nie jest zwykła gra. Ktoś celowo nas prowokuje, a Coral jest teraz w samym centrum tego chaosu.
Sagera skrzyżował ręce na piersi, rzucając spojrzenie pełne zdecydowania.
- Wiem, że to trudne chwile, szefowo, ale musimy zachować spokój i zrobić to, co w naszej mocy, by nasze interesy - często była pod wrażeniem wielkim, jak ten długowieczny mężczyzna potrafił pozostać obojętny na wszystko. Nieokazywanie emocji było jego największym atutem. Thylane zatrzymała się i spojrzała na Sagerę. Jej oczy płonęły z frustracji i niepokoju.
- Czy możemy w ogóle ufać komuś? Ktoś w naszej organizacji albo Ruchu Oporu jest w kontakcie z naszym wrogiem. Informacje przeciekają, a my jesteśmy krok za daleko…
- Nie możemy dać się zastraszyć, Thylane. Musimy działać zdecydowanie, ale i mądrze. Śledźmy każdy trop, analizujemy każdą wskazówkę. To może prowadzić nas do tego, kto stoi za tym wszystkim.
- Albo ktoś nareszcie nas zabije… - złapała się za nasadę nosa, czując niewygodne spięcie na swoim barkach. Wszystko zaczynało ją przerastać. Zatrzymała się i spojrzała na Sagerę. Jej oczy płonęły z frustracji i niepokoju.
- Ruszaj do swoich zadań, potem wpadnę po dokumenty… - machnęła do niego dłonią. - Obecnie żaden apartament w tym mieście nie jest już naszym centrum dowodzenia - westchnęła. - Musisz porzucić chęć posiadania luksusu. 
- Bądź ostrożna, księżniczko ciemności - i tyle go było, zwyczajnie rozmył się. Jakby był tylko chwilowym mirażem. W końcu, jedna rzecz była pewna – nic nie jest takie, jak się wydaje, a tajemnice i intrygi wciąż przędą swoje sieci wokół nich.
Drzwi cicho stuknęły, a Thylane weszła w stan gotowości. Jej serce zabiło szybciej, a dłonie lekko się naprężyły. Wychodząc ostrożnie z salonu, upewniła się, że Adi jest wciąż pochłonięta grą na konsoli. Gdy spojrzała przez wizjer, ujrzała postać, którą dobrze znała. To był Coral, jej zaufany kontakt w świecie informacji. Bez wahania otworzyła drzwi i natychmiast złapała mężczyznę za ramię, przyciągając go do środka. Był wyraźnie osłabiony i wyglądał na dobitego.
- Coś się stało, hm? - mruknęła, zamykając drzwi na cztery spusty. Mężczyzna westchnął, próbując złapać oddech. 
-  Wydarzenia się komplikują. Nie mogłem wcześniej się skontaktować, nie miałem na to sił - poprowadziła milczącego dalej gościa w głąb mieszkania, mijając dziewczynkę, która nie zareagowała na nich. W najlepsze terroryzowała telewizor i konsolę, jaką dostarczył jej w prezencie “ czerwony wujaszek”.
- Zrobię herbatę, alkohol dopiero późno w nocy - nastawiła jak gdyby nic wodę na starą, wysłużoną już gazówkę. Sama oparła się o blat stołu, patrząc wyczekująco z ukosa na białowsłowego. Nie chciała wywierać na nim presji, po prostu się martwiła. - Co tam się wydarzyło?
- Dzięki mojemu towarzyszowi niedoli, psu, zdołaliśmy uciec śmierci - mruknął przecierając oczy, jakby nie chciał o tym mówić. - Przyszedł jeden gość… Z mojego środowiska Ruchu Oporu, cały w ranach. - mocniej zacisnął pięści. - Powiedział po prostu, że zdradził i prosił o pomoc. Rozumiesz coś z tego?
- Ciiii, mów dalej… 
- Był jebitnym szpiegiem! Węszył obok nas, prawie dorwał się do akt ludzi, jacy zostali przydzieleni do akcji z transportem…
- A tam zaliczają się twoje akta, cały twój dotychczasowy życiorys - zamyśliła się, wrzucając do kubków dobrą herbatę. Idealną już na chłodne wieczory, dodatkowo miało to pomóc ukoić nerwy im obojgu. 
- Cholera, Leniwcu… - sam z siebie nawiązał z nią kontakt wzrokowy. - Popędziłem za Adi i moim psem, który jakby wyczuwał zagrożenie. Moje mieszkanie, gdzie byłaś, wyleciało w powietrze!
- Hm… Rzeczywiście pojebana sytuacja… - usiadła na swoim stałym miejscu, przysuwając w jego stronę herbatę i cukiernicę. Sama wyciągnęła papierosa z pustej już paczki. Zapaliła, analizując dotychczasowe informacje. W tejże sprawie nic już ją nie dziwiło, tylko teren im się rozpadał, gdzie mogli sprawnie manewrować.
- Kurwa, Thylane! - walnął w stół. - Naćpałaś się, czy wypiłaś dzban melisy, huh?! Ta sprawa jest poważna, ledwo…
- Zostaniesz tutaj oczywiście, razem ze swoim zwierzęcym towarzyszem. 
Thylane chwyciła swój telefon, nakreślając sytuację w krótkiej wiadomości dla swojego zastępcy, jej umysł pracował już nad kolejnymi krokami. Jej myśli były skoncentrowane na wydarzeniach ostatnich dni, na tym, co się stało, i na tym, co mogło się stać dalej.
Coś musimy zrobić - myślała, zaciskając palce na oparciu krzesła. Ten wybuch w mieszkaniu Corala... To nie był przypadek. Ktoś celowo chciał ich zabić. Ktoś, kto doskonale wie, kim jest i co reprezentuje.
Wewnętrzna gorączka działań wojennych wylewała się na ulice miasta. Walka, która do tej pory była ukryta w cieniu, teraz wybuchła pełną mocą. To już nie jest kwestia tajemniczej zdrady czy nieporozumienia. Ktoś postanowił ich zaatakować. Ktoś, kto zna słabe punkty.
Przeciągnęła dłonie przez włosy, próbując skupić się na tym, co ma zrobić. Musiała wzmocnić środki bezpieczeństwa. Musiała dowiedzieć się, kim jest ten nowy wróg i dlaczego się przeciwko im obrócił. Jej umysł pracował szybko, analizując informacje i możliwe scenariusze. Trzeba zbierać informacje, ale uważać na pułapki. To nie jest już gra zwykłych interesów. To wojna o przetrwanie, wojna o kontrolę. Jej myśli były pełne determinacji, ale także obaw. Wiedziała, że to, co przed nimi, będzie trudne i niebezpieczne.
- Jeśli to problem…
- Problem? TA osoba poszła nam mocno na rękę, skoro tak obserwują każdy twój ruch - ujęła gorący kubek w swoje ręce i nacieszyła nos wspaniałym aromatem napoju. - Przecież jesteśmy rodziną, czego nie robi się dla własnej pociechy, racja? Adi!
- CZEGO?!
- Słowa…
- Ehem… - od razu się poprawiła, Sagera dobrze stwierdził, że dziewczynka w ostatnim czasie bywała bardziej agresywna. Powinno ich to mocno niepokoić, przynajmniej starszą kobietę. Gierki przekazane przez wujaszka nie pomogły. - Co się stało?
- Tatuś będzie z nami mieszkał… - odpowiedziała z zadowoleniem, widząc, jak Coral grzebie w bolącym co jakiś czas uchu. - I twój pupil także.
- Yaaaay, słyszałeś piesku?!
- Bogowie… Nie wytrzymam z wami… - mruknął, rozkładając się na powierzchni stołu. 
- Mogę na ciebie liczyć wieczorem, hm? 
- W sprawie?
- Trzeba przeprowadzić akcję, może być… Hm, artystycznie?

~     *      ~
Thylane skradała się po cichu przez ulice miasta, przemykając przez ciemność jak cień. Jej wyjątkowe zdolności manipulacji cieniem pozwalały jej stać się niemal niewidzialną w mroku. Serce biło szybko, a dłonie trzymały w ręku broń palną - niezbędny element ostrożności w tej niebezpiecznej grze. Dotarła do luksusowego apartamentu, który jeszcze niedawno  służył jako główne centrum dowodzenia mafii. Ale teraz stał porzucony, musiała wrócić po rzeczy ważne,  dla walki o przetrwanie, w której Thylane się znalazła. Wszystko musiało przebiec gładko, w przeciwnym razie cała operacja mogła runąć w gruzy. Przemknęła przez wejście do budynku, omijając kamery i chroniących go ochroniarzy. Jej zmysły były wyostrzone, każdy dźwięk, ruch i cień były dla niej ważne. Czuła, że ktoś ją śledzi, ale nie mogła pozwolić, by to ją zmyliło. Wkrótce znalazła się wewnątrz apartamentu. Było cicho i puste, ale wiedziała, że to tylko pozór. Gdzieś w oddali czai się zagrożenie, wiedziała. Przez całą drogę czuła pełne skupienie wzroku obcej osoby. Zignorowała jednak swoje zmysły ostrzeżenia i skoncentrowała się na misji. Przemknęła się przez puste pomieszczenia, posługując się swoimi zdolnościami manipulacji cieniem, by unikać świateł i kamer. W końcu dotarła do miejsca, gdzie miały być przechowywane ważne dokumenty i tajemnicza rzecz z laboratorium. Jej ręce pracowały sprawnie, kiedy otwierała sejf, w którym miały być schowane.
Gdy drzwi sejfu się otworzyły, jej serce zabiło mocniej. Dokumenty leżały tam, jak ukryte skarby, a tajemnicza rzecz była opatulona w specjalny materiał, żeby zachować jej właściwości. Thylane zebrała wszystko uważnie, upewniając się, że żaden ślad nie zostanie pozostawiony. Wtedy jednak poczuła coś w powietrzu, coś, co sprawiło, że jej skóra się jeżyła. Zawróciła głowę i zobaczyła postać w cieniu. Jej zdolności pozwalały jej wyczuć zagrożenie, ale nie było czasu na analizę. Instynktownie wycelowała broń w kierunku postaci.
- Szefowo.. -  odezwał się gdzieś z oddali głos, niestety zmodyfikowany przez jakąś technologię, wyłaniając się powoli z cienia. Dość rosła sylwetka, jednak mężczyzna był zamaskowany. Nie mogła stwierdzić, kim tak naprawde był. Ludzi o takiej posturze były tysiące, a żadnych innych śladów szczegółowych nie mogła dostrzec. 
- Co tu robisz i kim jesteś?" - zapytała ostro, trzymając broń w gotowości.
- Choć śledziłem waszą trójkę, to właśnie szefową najciężej było odczytać. Wiedziałem, że coś planujesz -  westchnął mężczyzna, jednak dało się słyszeć nieukrywane rozbawienie w jego głosie. - Nie mogłem pozwolić ci zabrać tak ważnych kwestii, jakie skrywasz.
Thylane wiedziała, że to nie jest czas na dyskusję. Musiała zakończyć swoją misję i wydostać się stąd. Ostrożnie schowała dokumenty i tajemniczą rzecz, zanim rzuciła mężczyznę przelotnym spojrzeniem.
Powietrze stawało się coraz gęstsze, jakby przesycone niebezpieczeństwem. Thylane i jej towarzysz szybko zorientowali się, że sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż się spodziewali. Wszystko wskazywało na to, że napotkany mężczyzna nie był przypadkowym intruzem.
- Oddaj mi to, co masz - szepnął mężczyzna, a w jego oczach błysnęła dziwna energia. To nie był zwykły przeciwnik. Thylane wyczuła, że jego moc jest niezwykle potężna i groźna.
- Znaj swoje miejsce w szeregu - odparła Thylane, trzymając się w gotowości do walki.
Mężczyzna jednak się nie zraża. Z jego dłoni wystrzeliła fala energii, która zmieniła otoczenie. Meble wywróciły się, a ściany drżały. To była moc manipulacji rzeczywistością, zdolność do kształtowania otoczenia według własnej woli.
Thylane wykorzystała swoje umiejętności manipulacji cieniem, by uniknąć fali energii i przemieszczać się po pomieszczeniu. Zręcznie omijała zmieniające się przeszkody i atakowała z ukrycia. Jej broń oddawała potężne strzały, ale mężczyzna zdołał skutecznie odbijać pociski energią. Walka była nierówna. Thylane zdawała sobie sprawę, że musi znaleźć słaby punkt w mocy przeciwnika. W międzyczasie mężczyzna próbował przejąć kontrolę nad dokumentami i tajemniczą rzeczą. Thylane nie zamierzała jednak oddać tego bez walki.
W końcu mężczyzna wystrzelił kolejną falę energii, która zmieniła kształt rzeczywistości wokół nich. Thylane postanowiła zaryzykować. Użyła swojej zdolności manipulacji cieniem, by zniknąć z pola widzenia i pojawić się za mężczyzną. W ostatniej chwili chwyciła go za nadgarstki, trzymając mocno.
Mężczyzna warknął z bólu i zaskoczenia, próbując się wyzwolić z chwytu. Thylane jednak nie puściła, skupiając swoje umiejętności na osłabieniu jego energii.
- Poddaj się…
- Nijak się masz mądrością i działaniem do swojego ojca, boss - jej oczy się rozszerzyły. TO nie miało tak być, niewielu znało rzeczywisty stan rzeczy w ich hierarchii. 
Thylane pewnym chwytem próbowała dalej trzymać mężczyznę, ale nagle ten rzucił się w tył, przewracając ją przez ramię. Kobieta wyczuła, że coś jest nie tak, jednak było za późno. W momencie, gdy próbowała się otrząsnąć i stanąć na nogi, mężczyzna wykorzystał jej chwilową dezorientację. Jej ciało odcięło się od rzeczywistości, a dźwięki stały się stłumione. Czuła, że unoszący się w powietrzu mężczyzna traci przyczepność.
Zanim zdążyła zrozumieć, co się dzieje, zderzyła się z czymś twardym i ostra ból przebiegł przez jej ciało. Thylane leżała teraz na ziemi, ogłuszona i otoczona odłamkami roztrzaskanego okna. Mężczyzna stał nad nią, triumfujący uśmiech na twarzy. Zobaczyła, że trzyma w ręku dokumenty i tajemniczą rzecz. Jej myśli były zamazane, a ciało nie reagowało na jej polecenia. Próbowała się podnieść, ale siła opuściła jej nogi.. Thylane próbowała go powstrzymać, ale jej ciało nie słuchało. Wszystko, co mogła zrobić, to obserwować, jak sięga wielką dłonią w jej kierunku. Dopiero teraz zrozumiała, że owa moc mężczyzny była podobna do jednej z dwóch, nad czym panowała jej przyszywana córka. 
-Nie! - krzyknęła w myślach, ale słowa nie wydobyły się z jej ust. Była spokojna, tajemnicza i potężna rzecz już dawno zniknęła, dzięki przenośnym sztuczkom magicznym jednego z bliźniaków.  Ostatnie co zapamiętała, to silne kopnięcie w twarz. 
W tym samym czasie miała rozegrać się inna misja. Dużo ważniejsza, od której zależało możliwie życie zaginionych ludzi z transportu. Coral wraz z demonicznymi bliźniakami, wszedł w głąb ciemnego i gęstego lasu na odludziu. Ich ciche kroki były skrywane przez gęstwę drzew, a każdy ruch był wyćwiczony do perfekcji. To był dobrze zsynchronizowany zespół, który przetrwał wiele niebezpiecznych misji. Coral trzymał w ręce niewielkie urządzenie, które wskazywało kierunek. Był to niezastąpiony element ich operacji. Wskazywania drogi do opuszczonej części lasu, gdzie ukryte było tajemnicze laboratorium.
Gęsty las ustąpił miejsca mrocznemu kompleksowi. Podziemne wejście wprowadza ich do labiryntu korytarzy. Na ścianach odbijało się światło od stalowych drzwi, które pochłaniały każdy dźwięk. W miarę jak trio postępowało, dookoła rozciągał się mroczny labirynt, a echo ich kroków wracały od chłodnych murów.
Po kilku skrętach i opuszczonych korytarzach dotarli do wejścia głównego kompleksu badawczego. Gdy otworzyli drzwi, ukazał się im oszałamiający widok. Przeszklone ściany umożliwiały obserwowanie pomieszczeń wypełnionych rurami, monitorami i skomplikowanymi maszynami. Przez szklane panele mogli dostrzec humanoidalne postaci unoszące się w tubach wypełnionych tajemniczą cieczą.
Coral i jego towarzysze byli oszołomieni tym, co widzieli. Istoty wydawały się być poddawane eksperymentom, ich ciała były wyczerpane, a ich twarze wyrażały cierpienie i agonię. Jeden z duetu przystąpił do analizy paneli kontrolnych, próbując wydobyć informacje na temat eksperymentów. Drugi przemierzał pomieszczenia, upewniając się, że są bezpieczni. Coral spojrzał na jedną z postaci unoszących się w tubie. Białe skrzydła tej istoty były przywiązane, a ich twarze były zniekształcone od bólu. Wiedział, że muszą te istoty uratować i zdobyć dowody, by wyjawić ten koszmarny proceder światu. Nagle ktoś  krzyknął i odepchnął Corala w tył, korzystając z mroźnych mocy, by powstrzymać niespodziewaną postać, która pojawiła się w korytarzu. W ostatniej chwili Coral odparł atak, zaledwie unikając chwilowej utraty równowagi spowodowanej płomieniami.
Przed nimi stało pięciu  mężczyzna ubrany w czarny strój, emanujący pożogą śmierci. Wydawało się, że to nie są zwykłe istoty. Jeden z przybyłych odkrył swoją twarz. Widok był odrażający, istny mutant. Walka miała się dopiero rozpocząć, a przyszłość tych tajemniczych istot była w ich rękach. Coral czuł, że stawi mu czoła, wiedząc, że to zadanie będzie wyjątkowo trudne.