Coral

- Na swoim terenie – powiedziałem bardziej do siebie, będąc w podziwie, jaki ten dom był ogromny. – Nie gubisz się tutaj? To jest większe niż mój sierociniec – stwierdziłem kładąc na ziemię torbę i obserwując ściany z kamienia. Budynek wyglądał jak za starych czasów; duże żyrandole, kręte schody, ciemna drewniana poręcz, obrazy na ścianach. 
- Za dużo czasu tu spędziłam, by się gubić – przyznała Thylane wyprzedzając mnie. Na tle tego pomieszczenia wyglądała jak panna z burżuazji i gdyby pomyśleć, ile można zarobić pieniędzy, będąc szefem mafii oraz jakie stanowisko i szacunek ma się w porównaniu do innych ludzi, Thylane należała do ludzi postawionych na wysokich szczeblu hierarchii. Ja zaś należałem do pospólstwa. – Możesz wybrać dowolny pokój. Mój jest na samym końcu po prawej na piętrze – mówiąc to poszła w lewą stronę, przytrzymała się po kilku krokach, odwróciła do mnie i machnęła ręką, bym ruszył za nią. Zostawiłem torbę i wołając za sobą Sabę, która zdążyła obwąchać już połowę tego pomieszczenia, ruszyliśmy za kobietą, która zaprowadziła nad do kuchni. 
- Czy ty tu karmiłaś ogry? – zapytałem rozglądając po największej kuchni, jaką widziałem w czyimś mieszkaniu. Kuchnia była jasna, biała i bardzo przestronna. Wiele szafek, dwa duże okna, dwie lodówki i pomniejszy sprzęt elektryczny. 
- Bez przesady, moja rodzina aż taka brzydka nie była – odparła kobieta z lekkim uśmiechem, wyjaśniając mi, że mogę korzystać z niej ile chce, a tym bardziej z jednej lodówki, wypełnionej mięsem, aby nie umarł z głodu. Thylane zadbała również o mojego psa, który miał swoje dwie miseczki przy oknie oraz zapas jedzenia w dolnej szafce. Białowłosa przez te kilka dni mieszkania z Sabą wiedziała już, jaką karmę preferowała.  
- Kiedy zdążyłaś to wszystko załatwić? – zapytałem ciekawy. Nie poinformowałem jej o swoim przyjeździe, a mimo to i tak potrafiła mnie wynająć na prywatny taniec. Leniwiec wzruszyła ramionami z chytrym uśmieszkiem. Najwidoczniej była dumna z siebie i swoich możliwości. 
- To kontakty mój drogi – przewróciłem oczami. 
- Nie boisz się, że kiedyś ktoś ci tu wtargnie i zastrzeli jak będziesz spała? – nie musiała odpowiadać, bo wiedziałem, że coś takiego się nie wydarzy, a jeśli by miało, kobieta na pewno sobie by poradziła z czymś takim. Mimo tego odparła, że się niczego nie boi i dba o swój cały przybytek do takiego stopnia, że zobaczy nawet wiewiórkę, jeśli ta opuści swoje drzewo i wtargnie na teren jej posiadłości. – Czyli mamy zakaz demolowania – powiedziałem do mojego psa, który pogłaskałem po głowie. Moja przewodniczka ruszyła do wyjścia, by pokazać mi inną część domu. 
Thylane stwierdziła, że nie jej dom nie ma żadnych tajemnic i wizytacja każdego z pomieszczeń jest tak nudna, że sama nie ma ochoty tego robić. Pokazała mi jednak najbliższą łazienkę, a resztę opisała jako puste pokoje, długie korytarze i szerokie schody. 
- Z czasem sam wszystko poznasz – przyznała zatrzymując się obok mnie. 
- Tak właściwie to jak długo mam tu mieszkać? – zapytałem, chociaż pytanie to brzmiało, jakby kobieta przetrzymywała mnie tutaj siłą. W rzeczywistości było to po części prawda. Miała dobre argumenty i raczej nie zgodziłaby się na moją odmowę, a z drugiej strony jeśli miała pomysł, jak mam opanować bestię bez narażania życia większości ludzi, jakich napotkam na swej drodze bądź zwierząt, które wywęszę w lesie, byłem skłonny przystać na jej warunki. Po za tym, musiałem przyznać, polubiłem mieszkanie z tą jędzą. Ponownie będę mógł ją męczyć ćwiczeniami rozciągającymi.
- Aż nie będziesz zagrożeniem dla siebie i dla innych – odparła, na co się lekko uśmiechnąłem. Czy ona się nie bała? Skoro byłem „zagrożenie dla siebie i dla innych” sądziła, że ona nie wchodziła w skład „innych” ludzi? Cóż, nie zależnie od jej myślenia, to mogła być prawda. – Wybierz któryś pokój. Ja pójdę się umyć i idę do łóżka, jest prawie po północy – oznajmiła i jakby na potwierdzenie swych słów szeroko ziewnęła, ukazując mi swoje jedynki i siekacze. Miała takie małe ząbki. 
- Jasne. Ja się pewnie jeszcze pokrzątam, normalnie teraz bym pracował – stwierdziłem.
- Jaki ty biedny, wyrwałam cię z obowiązków – zażartowała, po czym zaczęła się wspinać po schodach na górę, w stronę swojego pokoju.
- Przeżyje, najwyżej mniej mi zapłacą! Znaczy ty zapłacisz – poprawiłem się.
Wróciłem po swoją torbę na parter, oglądając obrazy na ścianach. Jej rodzina była bardzo podobna do siebie, chociaż zobaczyłem ciekawą różnicę; te same osoby potrafiły mieć różny odcień włosów, poczynając o czarnego koloru, głównie przy dzieciach i kończąc na białych przy osobach starszych. Byłem ciekawy jak pozostali członkowie jej rodziny radzili sobie z magicznymi mocami. Zabrawszy torbę z ziemi, skierowałem się na schody. Saba cały czas mi towarzyszyła, chociaż krążyła w każdym możliwym kierunku, węsząc każdy najmniejszy mebel. Dla niej to musiała być sensacja: tyle nowych zapachów, tyle nowych rzeczy, tyle nowych zwierząt i szeroka gama zapachów, pochodzących z lasu. Rozumiałem ją, gdy wspinałem się po schodach i byłem prawie na piętrze, skupiłem się na woni unoszącej się w tym budynku. Zapach skał, drewna i… nicości, w której znajdował się zapach kobiety. Musiałem przywyknąć, że teraz taka woń będzie mi towarzyszyła do snu. 
Zajrzałem do trzech pokoi, wszystkie były umeblowane, czyste i gotowe na przyjęcie nowego lokatora. Przez moment zastanawiałem się, czy Thylane naprawdę poświęca tyle czasu na sprzątanie całej chawiry, ale szybko zdałem sobie sprawę, że od tego mogą być sprzątaczki. Wybrałem w końcu trzeci pokój po prawej stronie, ponieważ urzekło mnie ogromne drzewo, znajdujące się za oknem. Wyobraziłem sobie, jak oglądam przez nie ptaki bądź wiewiórki, bądź czasami wspominam się na nie, nie wychodząc nawet na zewnątrz.
Rzuciłem torbę na ziemię, po czym skoczyłem na łóżka. Saba kontynuowała swoje podchody, a ja obserwowałem sufit. Słyszałem jak Thylane właśnie brała prysznic i zastanawiałem się, co to teraz będzie. Jak ona chciała mi pomóc z bestią? Nie miałem najmniejszego pojęcia. Może zawiąże mi sznurek na obroży i postawi przed nosem mięso, zakazując mi go dotykać? Taka tresura? Miałem nadzieję, że nie ucierpi na tym moja psychika, ani jej ciało. Wierzyłem, że będzie dobrze.
//Wmawiaj to sobie.//

*

Wstałem po południu. Przez długi czas nie byłem śpiący, więc rozkładałem swoje przedmioty po pokoju, a potem nie mogłem zasnąć. Przed snem jeszcze wyprowadziłem psa na spacer, ale zrezygnowałem z oprowadzeniu samego siebie po tym, co znajdowało się po za budynkiem, ponieważ miałem wrażenie, że oszaleje. Skala zapachów sprawiała, że miałem ochotę się przemienić i biegać po całym terenie, ale wiedziałem, że pies mi zawtóruje i w końcu coś zniszczymy. Jeśli miałem tu mieszkać, powinienem w jakimś stopniu uszanować jej przedmioty; z drugiej to ona mnie do tego namówiła, praktycznie nie zostawiając wyboru, więc powinna się dowiedzieć, z czym się to mogło wiązać. 
Gdy się obudziłem, kobiety nie było. W powietrzu unosił się tylko zapach jej perfum oraz kawy. Na lodówce znalazłem karteczkę, że wraca wieczorem, dlatego postanowiłem do tego czasu zbadać pozostały teren. Przed tym jednak przygotowałem sobie porządne śniadanie, składające się z jajek i boczku. Niebo w gębie. Nawet moja psina była zadowolona. Po tym rozpoczęliśmy naszą zabawę w odkrywce. 
Na początku eksplorowałem jej dom w ludzkiej formie. Zaglądałem do każdego pomieszczenia na parterze i na piętrze, czasami nawet do szafek, bo jak się okazało, czułem ogromną ciekawość, co mógłbym zastać w starej, niezamieszkałej willi; oczywiście nic nie znalazłem, Thylane rzeczywiście nie miała nic do ukrycia. Najciekawsze, co znalazłem, to piękną i dużą kolejne noży; nie mogąc się oprzeć, schowałem do kieszeni dwa z nich. 
Potem wyszedłem na zewnątrz. Oglądałem każde drzewo i każdy detal na tym budynku: nie chodziło to, że interesowałem się architekturą, chciałem po prostu wiedzieć z czym mam do czynienia. Teraz wiedziałem, że prawie wszystkie drzewa były zamieszkałe przez gryzonie i ptaki. Na ich widok nie powstrzymałem się i pozwoliłem sobie przemienić się w ratela. 
Budynkiem, który najbardziej mnie zainteresował, była szklarnia, w której zauważyłem różne ptaki drapieżne. Większość z nich siedziała na gałęziach, dziobała coś, co mieli w miseczkach, a mniejsza część skakała po wystającym prętach, jakby chciała pofrunąć, ale nie mogła. Nie wiedziałem, że dziewczyna interesowała się ptakami, które mnie zachwyciły. Tak bardzo chciałem tak wejść i chwycić któregoś z nich. Na szczęście drzwi były zamknięte, a ja byłem wredny do takiego stopnia, by szukać kluczyka i wejść do środka, by któregoś…

Na wieczór przygotowałem obiadokolację. Mimo, iż potrawa składała się głównie z mięsa, nie pożałowałem warzyw. Ogólnie rzecz biorąc nie wyglądałem na kogoś, kto dużo je, ale dzięki bestii w sobie pochłaniałem podwójne porcje, by ugasić pragnienie tego drapieżnika. Zagospodarowałem kuchnię, jakby była moją własną, chociaż przez pierwszy kwadrans musiałem zapoznać się z rozkładem przedmiotów. Najdłużej szukałem wyciskarki do czosnku, ale okazało się, że dom ten był przystosowany do gotowania w wielu stylach. Thylane wróciła około godziny dziewiętnastej, kiedy już kończyłem gotować. Słysząc krzątanie w kuchni, ruszyła do niej, a po chwili ujrzałem bladą i zaspaną twarz w progu. W dłoni ściskała kubek, a po zapachu wyczułem, że to była kawa. 
- Pasujesz mi na gosposię. Czemu ja ciebie wcześniej nie wynajęłam? – pomimo zmęczenia na twarzy Leniwiec się uśmiechnęła, co dodało odrobinę uroku jej twarzy. Postawiła kubek na stole i zajrzała mi do garnka.
- Raz mi jeden klient chciał zapłacić za podobne zlecenie – przyznałem gasząc palnik. – Ale bez przesady, gotować lubię, ale nie sprzątać – dodałem jeszcze. – Po za tym kto ma mi ugotować jedzenie, jeśli ty jesteś w pracy? – kobieta wzruszyła ramionami i spojrzała na Sabę, która obwąchiwała jej stopy. 
- Kiedy wstałeś?
- Po południu. Zdążyłem się już ze wszystkim zapoznać i czekam na wyjaśnienia – stanąłem przed nią z poważną miną w rozkroku, z rękami na biodrach, trzymając drewnianą łopatkę do mieszania. Po mimice jej twarzy zrozumiałem, jak zabawnie musiałem wyglądać. – Dlaczego nic mi nie mówiłaś o ptakach? Przecież uwielbiam inne zwierzęta! 
- Oczywiście, dla mojej kucharki wszystko – ukłoniła się cicho się śmiejąc. – Tylko pójdę się przebrać, jestem wykończona.
- Czekam na raport! – krzyknąłem, gdy wychodziła z kuchni.