Coral
Złapałem białowłosą nim zdążyła doskoczyć do naszego wroga. To nie miało sensu, to by było zbyt proste. Gdyby wystarczyło ich dopaść za pomocą zwykłego skoku, już dawno by nie żyli, a jeśli ten psychopatyczny porywacz i jednocześnie naukowiec walczył już raz z Thylane i mu się to powiodło, można by rzec, bez przeszkód, mógł być naprawdę potężnym przeciwnikiem, na tyle silnym i wytrwałym, że żadne z nas osobno nie mogło mieć z nim szans. Dziewczyna się już o tym przekonała, po ostatnim ich spotkaniu jej duma mocno ucierpiała, nawet mniej niż jej ciało. Z drugiego spotkania, tym razem z Sagera, również wyszedł zwycięsko. Zdobył dokumenty, porwał Adi – wydawało się, że wszystko szło po jego myśli, jakby pisarz wymyślił tę historię specjalnie dla niego, a my byliśmy tylko po to, by to wszystko urozmaicić. Wiedziałem jednak, że to zwyciężymy. Dlaczego? Bo zadarł z silnymi przeciwnikami. Na jego drodze do szczęścia stały mroczne bliźniaki, którym powieka nie drgnęła, gdy mocą miażdżyli przeciwników, czerwonowłosy Sagera, również psychopatyczny co nasz przeciwnik, kuloodporna bestia nie bojąca się śmierci oraz szefowa bandy, która wydawała się już dawno wygrać z obliczem kostuchy. Przed nami szykowała się ciężka i długa wojna, którą zamierzaliśmy zwyciężyć. Innej opcji nie widziałem – zwycięstwo albo śmierć.
- Możesz próbować, ale znam wasze możliwości i jestem na to bardzo przygotowany – powiedział mężczyzna, trzymając mojego „bękarta”. Zakrył jej usta dłonią, a drugą ręką mocno trzymał za ramię.
- Jak nam ją oddasz, będzie mniej zniszczeń, wiesz o tym – zasugerowałem, a mężczyzna się lekko uśmiechnął, nie spuszczając mnie z oczu.
- Zawsze możecie się wycofać – odpowiedział. Zauważyłem ruch w cieniu po drugiej stronie pomieszczenia, gdzie stał naukowiec.
- Nie po to pozabijaliśmy tych wszystkich ludzi, wiesz ile z tym idzie roboty? Chociaż pewnie wiesz, sam musiałeś się kilku pozbyć – dalej trzymałem Thylane, która wydała się być znudzona, a nawet zirytowana tą pogawędką. Szarpnęła się, ale ja ją dalej trzymałem. Spojrzałem na nią kątem oka, po czym zobaczyłem kolejny ruch w cieniu. Białowłosa chciała znaleźć oparcie w Sagerze, więc odwróciła głowę, ale jego nie było. W tym momencie przestała się tak bardzo rzucać. Wiedziałem, że chciała mu rozszarpać gardło, wyrwać tchawice… stop, to ja tak robiłem. W każdym razie, chciała go boleśnie zamordować, ale aktualnie musiałem grać na zwłokę, kiedy czerwonogłowy zakradał się za mężczyzną. Aktualnie nie miałem pojęcia, który z nich, Thylane czy Sagera, był bardziej wściekły z powodu porażki, ale ją łatwiej mi było utrzymać w rękach, niż próbować powstrzymać mężczyznę, przez tym, co zamierzał.
- Wątpliwości składaj szefowej – wskazał na dziewczynę. – Chociaż nie wiem, czy ci pomoże, jest równie słaba, co… - przeleciał po naszej czwórce wzrokiem i zdał sobie sprawę, że jednego z naszej bandy nie było. W momencie, w którym chciał się obrócić, usłyszał tylko „Przerobię twoje truchło w prawdziwe dzieło sztuki” po czym Sagera zadał mu mocny cios w głowę, dzięki któremu puścił dziewczynkę, a następnie został rzucony o ścianę. Widząc szybkość i siłę z jakimi Sagera wykonywał swoje ruchy, by móc choć trochę się zemścić za swoją wcześniejszą przegraną, poczułem lekkie ciarki na plecach. W tym momencie nie chciałbym walczyć przeciwko niemu. Walka z obcym psychopatą wydawała się mniej przerażająca.
Sagera chwycił dziewczynkę i odrzucił ją w naszą stronę. Puściłem Thylane, która stała na własnych nogach, a złapałem rozpłakaną Adi, która wtuliła się we mnie najmocniej, jak potrafiła. Nie przeszkadzała mi ta bliskość, chociaż w innej sytuacji dostała by po łbie. Była przerażona i się trzęsła, nie wiadomo było co dokładnie ten mężczyzna chciał z nią zrobić, ale teraz była już przy nas. Przynajmniej przez jakiś czas.
Usłyszałem śmiech. Mężczyzna odsunął się od ściany, wytarł krew, która pociekła z jego rany na głowie, po czym uniósł w górę ręce. Wyglądał, jakby składał modły do boga, ale wątpiłem, aby taki psychopata mógł czerpać bożą siłę. Z drugiej strony cały świat jest popaprany i niesprawiedliwy, więc nie zdziwiłbym się, gdyby boska siła była po stronie naszego wroga.
- Za słabo, za mało – stwierdził. – Jesteś silny, ale wiesz co ci powiem? – poczułem jak powietrze wokół nas zaczynało się ochładzać, a znikąd pojawił się wiatr, który tarmosił nasze zakrwawione bądź poszarpane ubrania.
Adi się nie ruszała. W momencie, w którym zjawiła się obok nas, Thylane nakazała mi poinformować Rose, czyli czerwoną damę, aby zjawiła się i zabrała dziecko w bezpieczne miejsce. Gdy wysłałem wiadomość i spojrzałem przed siebie, zobaczyłem, jak nasz wróg unosił się w powietrzu, nie korzystając z żadnych skrzydeł. Rany, czym on był?
- Przygotowałem się na tę walkę i mogę zabić każdego z was! – wykrzyczał, a jego głos odbijał się echem od sali. Im wyżej się znajdował, tym wiatr stawał się silniejszy. Nagle moje ramiona, w którym trzymałem dziecko, opadły, nie czując żadnego oporu. Nic mnie już nie ściskało, a gdy spojrzałem w dół, rudowłosej nigdzie nie było. Po niej pozostała tylko czarna mgiełka, która szybko ulotniła się z wiatrem. Na moment zabrakło mi słów. To była iluzja? A może teleportacja? – Ale najpierw wchłonę moc mojej córki – mówił grubym głosem, a mi po raz drugi zabrakło słów. Adi miała być jego córką?! O co w tym wszystkim chodziło?
Z jego uniesionych rąk zaczynały wychodzić czarne wstęgi dymu, które przybierały na masie. Szybko zaczęły się kształtować w różne formy, które stanęły przed nami. Mroczna energia uformowała się w sześć istot; trzymetrowe monstra o różnych kształtach. Wszystkie charakteryzowały granatowe oczy. Jedne miały ogromne szpony i zęby, a drugie potężne muskuły. Jedna z istot miała skrzydła, a dwie pozostałe ogony. Bestie nie wyglądały jak istoty, do których mógłbym coś porównać; nie przypominały ani człowieka, ani zwierzęcia. Były wymyślonymi stworzeniami, mającymi wzbudzać przerażenie i właśnie takie było ich prawdziwe oblicze; strach. Były znakiem śmierci i gdyby Śmierć posiadała „zwierzątka”, wyglądałyby one dokładnie tak jak te bestie.
Mężczyzna uciekł zająć się… jak on to określił, wchłonięciem mocy Adi. Może dlatego był taki potężny, że Thylane i Sagera odnieśli porażkę? W jego laboratorium znaleźliśmy wiele osób, które wyglądały, jakby ktoś wyssał z nich życia: blade i słabe ciała jeszcze długo miały się regenerować, podczas kiedy ten psychopata kontynuował swoje „badania” i szukał kolejnych magicznych istot, by odebrać ich dary. Kto normalny mógł wpaść na taki szalony pomysł?
- Thylane! – krzyknąłem do kobiety, kiedy trzy potwory zaryczały. – Bierz Sagerę i znajdzie tego psychola i Adi, nim będzie za późno! – rozkazałem. Dziewczyna pokiwała głowa i nie kłócąc się ze mną, czy sobie poradzę z bliźniakami z szóstką wrogów, ruszyła za czerwonowłosym. Widziałem, jak zgrabnymi ruchami omija ciosy przeciwników i wymija ich wielkie cielska, aż w końcu znaleźli się za nimi. Nim istoty podjęły próbę gonitwy, stanąłem z pozostała dwójką im na drodze.
- Miło było was znać chłopaki – odezwał się jeden z bliźniaków, na co się lekko uśmiechnąłem.
- W sumie, to ja was dalej nie znam! – zaśmiałem się, po czym skoczyłem do góry, kiedy jedna z bestii uderzyła ogromną łapą w miejsce, w którym stałem. Wylądowałem na jej przedramieniu, po czym pobiegłem w stronę jej twarzy. Poruszałem się na czterech kończynach, co pozwalało mi na szybsze i bardziej skoordynowane ruchy. Złapałem istotę za jej długie, szpiczaste uszy i pociągnąłem do tyłu. Przechyliła się i wylądowała na innej bestii, podczas kiedy bliźniacy również wkroczyli do akcji.
Powietrze utrzymało stałą, ale niską temperaturę. Wiatr zniknął, ale zamiast niego, pojawiła się ciemność; czerwone lampy przestały świecić i w tym mroku można było tylko zobaczyć granatowe ślepia, chcące ciebie pożreć. Stworzenia nie miały zapachu, dlatego polegałem tylko i wyłącznie na swoim wzroku; na szczęście ich ogromne cielska były łatwe do wykrycia. Okazało się, że im również nie przeszkadzała ciemność, wydawały się wręcz ucieszone, kiedy zapanowała. Każdy z nas miał na głowie po dwa potwory, które nie krwawiły – w momencie, w którym oderwałem szpiczaste uszy od głowy, one się rozpłynęły w powietrzu, a bestia dalej nacierała, jakby wcale nie zauważyła ubytku w jej ciele. Jak mieliśmy zabić tych drani?
Czas wydawał się zwolnić. Walczyliśmy długo, opadałem powoli z sił. Odrywałem kończyny, a one się rozpływały. Bestie atakowały dalej, nawet gdy jeden z nich był całkowicie pozbawiony kończyn, turlał się po ziemi i chwytał językiem. Kiedy próbowałem ich drasnąć, moje pazury cięły powietrze. Wyimaginowane stworzenia wydawały się być niezniszczalne, a mi się kończyła energia i pomysły. Bliźniaki również nie wiedziały, jak mamy walczyć. Spowolniliśmy ich, ale nie zatrzymaliśmy. Ich ślepia w dalszym ciągu nas szukały.
Skoczyłem na tego, który się turlał. Chciałem go wyminąć w locie, ale osłabłem, przez co istota zawiązała swój długi i cienki język na mojej kostce, gdy byłem w powietrzu. Pociągnęła mnie w głąb swojej ohydnej jamy. By nie zginąć pożarty przez coś, czego nie potrafiłem określić, wbiłem pazury w jej oczy, by się zatrzymać. Bestia wydała z siebie przeraźliwy, wysoki skowyt, po czym jej ciało zmieniło się w wielką papkę. Stałem na czworaka w czarnej mazi, a język, który chwilę temu oplatał moją nogę, uschnął.
- Wydłubcie im oczy! – krzyknąłem, po czym skoczyłem do bestii, która trzymała w łapach jednego z moich druhów. Ciąłem jego kończynę, a chłopak strzelił czarną strzałą, która wyszła z jego ręki, prosto w oko. Bestia zawyła, ale nie zniknęła. – Oboje oczu! – dodałem. Chłopak wycelował drugą strzałę. Drugie oko zniknęło pod ciemnym pociskiem, po czym, jak jej poprzednik, zamieniła się w czarną plamę.
- Mam nadzieję, że im idzie lepiej – powiedział.