Thylane

Noc była ciemna i spokojna, ale wewnątrz domu Thylane panował stan wzmożonego napięcia. Ludzie z jej grupy byli w pełnej gotowości, a w ich oczach widniała zdecydowana determinacja. W salonie willi, spowitym w mroczne cienie, zebrała się grupa ludzi Thylane. Wśród nich, pełniący rolę prawej ręki kobiety, stał Sagera, gotowy do udzielenia wsparcia swojej szefowej. Przed nią rozciągał się wielki stół, pokryty mapami oznaczonego terenu, na którym przebiegała trasa porwania Adi. Bliźniacy siedzieli na kanapie, wydający się być jednym z mebli w pomieszczeniu. Ich obecność wzbudzała respekt, jak i ciekawość, zdając sobie sprawę, że to właśnie ich umiejętności i lojalność przyczyniły się do ich pozycji w grupie Thylane.
Obok nich stał mężczyzna, doświadczony wojownik i mistrz broni palnej, który właśnie skończył palić cygaro, wciąż unoszące się w powietrzu aromatyczne smugi dymu. Jego spokojne spojrzenie przesłaniało głęboką wiedzę i doświadczenie w dziedzinie walki. Przy oknie tarasowym znajdowała się kobieta o czerwonych włosach, jej oczami przelatywały smakowite niuanse winnej czerwieni, podczas gdy powolnie się nią raczyła. Była to bliska współpracownica Sagery, skrytobójczyni o umiejętnościach, oraz największa kokietka, od której niejedna kobieta powinna się uczyć. W sumie uczyły się, zadziwiająca dama wydała szereg książek i pakiety szkoleń dla kobiet, psując stereotypy, że kobiety to słaba płeć. Nie na darmo była nazywana największą przedstawicielką feminizmu.  Coral siedział z boku po lewej stronie szefowej, rozwalony na połamanym w połowie krześle. Obserwując towarzyszącą mu kobietę w całej jej surowej powadze i profesjonalizmie. Na łączach zabezpieczonego telefony domniemanej tancerki była pani hacker, zagłębiona w swoim cyfrowym świecie, zamknięta w swojej "norze technologii", zdolna przeniknąć przez każde zabezpieczenie.
Wszystko to działo się pod okiem Thylane, która stała przy stole, spoglądając na mapy, jakby próbując wyczuć ukryte znaczenia w układzie linii i kształtów terenu. Jej wzrok był zdecydowany, a twarz wyrażała skupienie i powaga. To ona była siłą napędową tej grupy, która teraz zbierała się wokół niej, by przywrócić Adi do bezpieczeństwa. Mimo spokoju i pozornego porządku, w powietrzu czuło się napięcie i determinację. To była ich walka, ich misja. Każdy z nich miał swoją rolę do odegrania, a ich różnorodność stanowiła ich siłę. W tej chwili byli gotowi działać jako zespół, jako rodzina, by zdobyć Adi z powrotem i stawić czoła zdrajcom, którzy odważyli się zaatakować ich bliską przyjaciółkę. Przeszukiwali mapy, analizowali informacje i wyznaczali strategię, aby odnaleźć Adi i doprowadzić sprawiedliwość wobec zdrajcy.
- Musimy znaleźć to miejsce, gdzie trzymają Adi, zanim zrobią jej krzywdę. - jej głos był cichy, ale pełen determinacji. - Znamy zdrajcę, mamy jego ślad, teraz czas go dopaść.
- Wystarczy ściągnąć ograniczniki Sagery - zachichotała druga z kobiet w tym gronie, wszystko robiła z wrodzoną elegancją i dumą. Choć nie starała się zbytnio, miała to we krwi. - Rozwalili limitowane garnitury z zimowej kolekcji, warte fortunę. 
- I skazili jego ideał skóry ranami - zawtórował jeden z bliźniaków, grając na nerwach szefowi. Bawili się idealnie, jednak chłód, jaki wdarł się do pokoju uciszył wszystkich. Thylane delikatnie mówiąc, była wkurzona i poważna do granic możliwości, więc dawała swoje jasne ostrzeżenie. 
- Opieramy  się na naszej niezawodnej zagrywce, najwyżej do atakującego duetu, dołożymy bliźniaka numer dwa - odezwał się czarnowłosy zgred bez oka, w najlepsze czyszczący swoją broń. I to nie byle jaką, wzmocnioną magią, idealną do walki z nadnaturalnymi. Choć sam był zwyczajnym człowiekiem. 
- Dzielimy się na trzy cztery części… - oparła ciężar ciała na blacie stołu, obserwując każdego. - Ja, Sagera i Coral bierzemy na swoje barki główną akcję i walkę z tym pokurwieńcem. Sagera i Coral nadają się najbardziej do walki z zwarciu, będę ich ubezpieczać. 
- Ubezpieczam zespół z odległości, ustawię się w strategicznym punkcie z widokiem na planowane miejsce akcji - wyrecytował już chyba stałą formułę bezoki Johnny, jakby od niechcenia. 
- Bliźniaki pomagają w wyciąganiu i ubezpieczaniu ewentualnych więźniów, którzy mogli się znaleźć w miejscu, gdzie miała miejsce akcja - odparła Thylane, zatrzaskując mapy. - Diana będzie w naszym cieniu, zabierze Adi w wyczekiwanym okienku w walce.
- Oczywiście, szefowo…
- Zbierać swoje rzeczy, ostrzyć broń, rozcierać ręce… - szefowa skinęła do Corala, czując na sobie jego wzrok. Spieszyło mu się, trop w każdej chwili mógł się urwać. - Wyjeżdżamy przodem, nasz muł technologiczny wyda wam moje polecenia i miejsce, gdzie porwano dziewczynkę. 


~     *      ~
 
Coral i Thylane poruszali się skoncentrowani, z oczami wbitymi w ziemię, śledząc każdy ślad, który mógłby ich doprowadzić do Adi. Ich kroki były zdecydowane, a serca biły szybciej w oczekiwaniu na znalezienie śladu dziewczynki. Wokół nich rozciągał się teren, pełen gęstych krzaków, nierówności i dzikich traw. Coral co jakiś czas wyciągał z kieszeni zapachowy przedmiot, którym mógł śledzić Adi. Znał swoje umiejętności jako zmienionego w ratela i potrafił wykorzystać swoje zmysły do odnalezienia tropy. Thylane obserwowała go uważnie, widząc, że mężczyzna poświęcał całą swoją uwagę temu zadaniu. Jej cicha obecność była jak wsparcie, które pomagało mu utrzymać się na właściwym tropie. Sagera kierował samochodem równolegle z nimi, gdzieś po dzikich drogach leśnych, utrzymując dystans, by nie przeszkadzać w poszukiwaniach. Kierując się precyzyjnymi mapami i lokalnymi informacjami, próbował znaleźć najdogodniejszą drogę do miejsca przetrzymywania Adi. Czasem kontaktowali się krótkimi wiadomościami, informując się nawzajem o swoich postępach.
Thylane i Coral mieli w sobie coś więcej niż tylko wspólny cel. Ich więź była silna, a w obliczu takiej sytuacji stawali się sobie nawzajem wsparciem. Milczeli, ale nie było potrzeby słów. Znała jego determinację, a on rozumiał, że jest przy niej, gotowa pomóc w każdej chwili. Teraz teren stawał się coraz trudniejszy, droga prowadziła przez gęste zarośla, a błoto pod stopami utrudniało postępy. Coral znalazł kolejny ślad, a ich tempo przyspieszyło. Thylane wyczuwała, że są coraz bliżej. Jej myśli były ze swoją przyjaciółką, a jednocześnie były skoncentrowane na tym, co miało nadejść.
- Jedno mnie jakoś nie przekonuje w tym wszystkim - szepnął mężczyzna, zatrzymując się nagle. Szefowa ledwo zdążyła wyhamować, aby nosem nie wbić się w jego plecy. - Dlaczego matka Adi nie raczyła dupy ruszyć, by z nami podjąć rozmowy. 
- Widocznie jesteśmy dla niej marnymi płotkami, anioły mają duże i solidne ego.
- Przydałaby się jej pomoc, nie sądzisz? 
- Jakbym zginęła, to wystaw jej solidny rachunek za naszą obsługę tego zadania, hm? - pomiziała go po uchu, mijając jego osobę i idąc przed siebie. 
- Pfff… Zbyt szybko chcesz wybierać się na tamten świat. 
- Stare baby tak mają, towarzyszu niedoli - skrzywiła się, widząc swoje oklejone błotem już same w sobie, ciężkie buciory. Najlepsze do walki, beznadziejne na taki teren. 
W międzyczasie Sagera nadal trzymał rękę na kierownicy, starając się jak najszybciej dołączyć do nich. Wiedział, że każda minuta była teraz ważna.Czas płynął, a oni nadal posuwali się naprzód, przezwyciężając trudności terenu. Ich wspólne działanie i zaangażowanie były jakimś rodzajem symbolu - że są gotowi zrobić wszystko, aby przywrócić Adi do domu.
- Gdy wyjdziemy cało z tejże burdy, liczę na dalszą współpracę z tobą.
- Biorę kurewsko długi urlop od takich akcji, podziękuję - jego ton, choć poważny, dawało się wyczuć rozbawienie. Trochę ją to zabolało, ich dotąd trwające akcje zmieniły jej rutynę na ciekawszą. Gdy pomyślała o powrocie do swojego, nudnego życia, aż ją skręcało. 
- Czyli wracam sama do Dystryktu Górnego i czasem do Ortum, przykre. 
Nie minęło wiele czasu, gdy Coral nagle zatrzymał się, a Thylane stanęła obok niego. Jego spojrzenie skierowane było na coś przed nimi. Teren zaczynał się otwierać, a w oddali dostrzegli budowlę, która mogła być miejscem przetrzymywania Adi. Teraz byli tuż przed celem, a ich determinacja była jeszcze większa. Przed nimi stał trudny bój, ale byli gotowi walczyć. 
- Stary system wentylacji w takich zabudowaniach był większy, niż obecnie, racja? - zapytała cicho, gdy przez rolnetkę obserwowała cichy teren. 
- Nie podoba mi się twoje myślenie…
- Widzę rozdzielnię starej wentylacji, przejdę nią i oczyszczę teren - zasugerowała, pisząc wiadomość do Sagery. - Ty i krwawy psychol doskonale widzicie w ciemności, będziecie mieli przewagę, jak odetnę prąd. 
- Mieliśmy zakaz rozdzielania się, głupia!
- Uważaj na moce psychola, będzie atakował swoimi trupami, bądź zainfekuje wrogów przez układ nerwowy - szepnęła, chowając dotąd posiadane w dłoniach rzeczy. - Podsadzisz mnie i znajdziesz boczne wejście. 
- Samobójca…
- Za to mnie wielbisz - puściła mu oczko, dając znać, że ruszają. 
Kontynuowali swoją drogę po wnętrzu wentylacji. Ich ruchy były powolne i ostrożne, aby nie spowodować żadnego zbędnego hałasu lub ruchu, który mógłby zwrócić uwagę potencjalnych przeciwników. Światło latarki Thylane oświetlało tylko to, co było bezpośrednio przed nimi, podkreślając mroczną atmosferę tego nieznanego przejścia. Otwarty teren przed nimi sprawiał, że byli narażeni na wszelkie pułapki i zagrożenia. Przechodzili ostrożnie, starając się omijać potencjalne miejsca, w których mogłyby się ukrywać niebezpieczeństwa. Ich zmysły były napięte do granic możliwości, a każdy szmer, nawet najcichszy szelest liści, wywoływał u nich reakcję.
Gdy dotarli do wejścia, zdali sobie sprawę, że muszą działać jeszcze ostrożniej. Wejście mogło być podglądane, zabezpieczone na różne sposoby. Coral sprawdził drzwi, próbując określić, czy są zamknięte. Thylane stała obok, trzymając rękę na swojej broni. Kiedy okazało się, że drzwi są zamknięte, zaczęli się skupiać na tym, jak mogą dostać się do środka. Rozmawiali w szeptach, wymieniając pomysły i propozycje. Wiedzieli, że nie mogą dać się zaskoczyć, muszą być gotowi na każdą ewentualność. W końcu doszli do wniosku, że mogą spróbować wspiąć się na dach i znaleźć jakiś dostęp z góry. Był to ryzykowny ruch, ale ich opcje były ograniczone. Uważnie zbliżyli się do budynku, korzystając z cienia i osłon, jakie teren im oferował.
Po chwili znaleźli drabinę prowadzącą na dach i zaczęli się wspiąć. Każdy ich ruch był powolny i precyzyjny. Gdy dotarli na dach, Coral wyrwał wręcz starą okrywę wentylacji, pozwalając kobiecie wejść do środka. Podała mu swój telefon, by był w kontakcie z resztą jej bandy gamoni. 
- Oddasz, jak się spotkamy - zarzuciła kaptur na swoją głowę, chowając spięte, babcine w odcieniu włosy. - Znajdę rozdzielnię, odetnę oświetlenie i kamery, dacie radę bez światła. 
- Gorzej z tobą, Leniwcu - mruknął, zaciskając mocno pięści. 
- Diabli złego nie biorą - zaśmiała się i zniknęła w odmętach brudnych, całych w pajęczynach systemu szybów wentylacyjnych.