Thylane
Coral i Thylane przemierzali ulice miasta nocą, przyjemny chłód wieczoru otulał ich ciała. Było to ich pierwsze spotkanie od długiego czasu, a obaj cieszyli się z tego, że znów mogą być razem. Coral zdecydował się podjąć pracę w klubie Thylane, co oznaczało, że spędziliby ze sobą więcej czasu. Kobieta była zadowolona z tej zmiany. Wiedziała, że Coral jest utalentowanym tancerzem, a jego obecność w klubie z pewnością przyciągnęłaby większą liczbę gości. Oprócz tego ceniła jego towarzystwo i było jej miło, że znów będą mogli spędzać więcej czasu razem. Kierowali się do pewnej restauracji, która słynęła z doskonałych mięs. Thylane wiedziała, że Coral lubi mięso, a jego własny apetyt na tę potrawę rośnie za sprawą ratela, który obecnie siedział grzecznie gdzieś tam w środku. Wiedziała, że ta restauracja spełni oczekiwania Coral i będzie doskonałym miejscem na wieczorne spotkanie.
Wnętrze restauracji emanowało industrialnym urokiem loftowego stylu. Gdy Coral i Thylane weszli do środka, natychmiast rzuciły się im w oczy surowe, ceglane ściany i wystające z nich metalowe elementy. Całe miejsce wydawało się być utrzymane w duchu surowości i prostoty, ale jednocześnie emanowało elegancją i wyrafinowaniem. Drewniane stoły i krzesła stanowiły ciepły kontrast wobec chłodnej estetyki cegieł i metalu. Duże, panoramiczne okna zezwalały na dostęp do naturalnego światła w ciągu dnia, podczas gdy wieczorem wnętrze ożywało dzięki subtelnie rozmieszczonym żarówkom i pozostawionym świecą. Wysokie sufity były podwieszone na żelaznych belkach i prezentowały eksponowane instalacje elektryczne oraz klimatyzacyjne rury, co dodawało miejscu charakterystycznego uroku przemysłowego stylu. Wszystko to razem tworzyło unikalny i interesujący klimat, który stanowił idealne tło dla wieczoru spędzanego przy wyśmienitym jedzeniu i rozmowach.
Udali się do najlepiej położonego stołu w restauracji, który oferował im przepiękny widok na oświetlone miasto. Ulice zapełniły się światłami i życiem, a panoramę tego miasta można było teraz podziwiać jak na dłoni. Thylane, kobieta nieustraszona w biznesie i w życiu, teraz obserwowała Corala z pewnym zainteresowaniem. Wiedziała, że przyszłość ich współpracy miała potencjał stać się niezwykłą, a on, wciąż zachwycony jej urodą i pewnością siebie, miał przed sobą fascynującą perspektywę. Gdy Thylane zdjęła swój płaszcz i usiadła naprzeciw niego, pomiędzy nimi pojawił się moment ciszy, który wykorzystali, aby przyjrzeć się sobie nawzajem. Z jednej strony była twardą szefową mafii, a z drugiej - mężczyzna, który wykonywał pracę tancerza w jej klubie, ale który w pewnym sensie znał jej najbardziej skrywane tajemnice.
Kelner pojawiał się wciąż z profesjonalnym uśmiechem, gotowy obsłużyć Thylane i Corala. Kobieta spokojnie zamówiła menu oraz najlepsze wino dostępne w restauracji, nie zważając na cenę. Jej pewność siebie nie ustępowała, nawet w obliczu luksusu i wyrafinowania tego miejsca. Coral, który do tej pory miał okazję obcować z tą stroną Thylane, która koncentrowała się na interesach i mrocznych aspektach jej życia, teraz odkrywał jej bardziej wyrafinowany, luksusowy gust. Zdziwiło go to, jak w błyskawicznym ruchu potrafiła dostosować się do otoczenia i sytuacji.
Gdy kelner odszedł, pozostawiając ich na chwilę w samotności, Coral spojrzał na Thylane.
- Zawsze tak dobrze radzisz sobie w takim miejscu? - zapytał, nadal trochę zaskoczony jej pewnością siebie i stylem życia. Uśmiechnęła się enigmatycznie, a jej spojrzenie skupiło się na rozmówcy.
- W moim biznesie trzeba być gotowym na różne sytuacje. To tylko jedna z wielu twarzy Thylane, którą musisz poznać - chwilę później kelner wrócił z zamówionym winem i menu, i para kontynuowała swój wieczór, w pełni świadoma, że wiele jeszcze przed nimi. - Poza tym, nie uśmiechałam się dwa miesiące, aż morda mnie boli…
- Na swoim terenie jest inaczej, jak widać.
- Oczywiście, choć to nie do końca mój teren - odparła, smakując powoli dobre wino. Rety, właśnie czegoś takiego potrzebowała na rozluźnienie. Nie tylko to beznadziejne whiskey. - Ja mam pod swoją pieczą rezydowania Dystrykt Górny, dokładnie Dinlauo.
- Czyli będziesz dużo jeździć, huh?
- Nie musisz się przejmować, nie będę targać ciebie aż tak daleko - ruszyła nareszcie kartkę z menu, swoją drogą porządnie oprawioną. Mięso, mięso… Aż zrobiło się jej ciężko na żołądku. - Raczej będziesz dostawał robotę w terenie… Akcje jak ta z Adi, nie będzie już miała miejsca. Takie coś zdarza się raz na kilka długich miesięcy, bądź lat.
Cisza między Thylane a Coralem była komfortowa, nieco zmysłowa i w pewien sposób pełna tajemnicy. Oboje skupiali się na dobrej muzyce unoszącej się wokół nich, która dodawała atmosferze jeszcze większego wdzięku. Thylane przeglądała menu z wyraźnym zainteresowaniem. Wybrała dwie, niewielkie potrawy, które wydawały się być połączeniem kulinarnego arcydzieła z luksusowym wyrafinowaniem. W końcu, po dokładnym przemyśleniu, dokonała swojego wyboru. Coral, z kolei, wybierał dania bogate w mięso, jakie tylko znalazł w menu. Nie ukrywał swojego upodobania do krwistych smaków i wykwintnych mięsnych potraw.
Kiedy kelner wrócił, Thylane złożyła swoje zamówienie, a potem spojrzała na Corala.
- Jesteś pewien, że chcesz zjeść tyle mięsa?" - zapytała z lekkim uśmiechem. Było to pytanie bardziej retoryczne niż sugerujące obawę. W końcu, każdy z nich miał swoje własne wyrafinowane upodobania, zarówno w jedzeniu, jak i w życiu. - Chyba nawet ratel by tyle nie zmieścił.
- Widząc tutejsze ceny i znając osobę, która płaci… Hm, korzystam z przyjemności życia wraz z pracodawcą - uśmiechnął się cwanie, unosząc dłoń. - Hej, kelner! Poproszę najlepszy alkohol, adekwatny jak najbardziej, co mojego mięsnego zamówienia! Dzięki…
- Nie krzycz, cholerka… - Thylane poczuła na sobie wzrok innych par, siedzących dalej od nich. Zjechała bardziej po krześle, chcąc się schować.
- Czyżbym przynosił ci wstyd, hm?
- Miewałam gorsze sytuacje, romantyku od sześciu boleści. Grrr…
- Oh, grr? Ależ ty dzika się stałaś, Thylane - zaśmiał się dość głośno, że kobieta o mało nie rzuciła w niego serwetkami. Powstrzymała się jednak, upijając łyk dla rozluźnienia. Temperamencik miał większy, ale cieszyła się, że mężczyzna był rozluźniony, jak jeszcze nigdy.
- Uczę się od mistrza, cholero…
- To powiedz mi, nie jesteś tylko szefem małej bandy, hm?
- Niestety nie, jestem jednym z trzech hersztów, rządzę, utrzymuje spokój, zniweczę zagrożenie. Istny pacyfizm - kelner z pełnym profesjonalizmem podał Thylane i Coralowi ich zamówione potrawy. Stół niemal ugiął się od ilości jedzenia. Na talerzach znajdowały się soczyste steki, przyrządzone z najwyższą precyzją, oraz inne mięsne przysmaki w różnych wariacjach smakowych.
- O kurna… - mężczyzna od razu chwycił sztućce w łapy. Thylane uśmiechnęła się i kiwnęła głową w kierunku kelnera, wyrażając wdzięczność. Gdy kelner odszedł, spojrzała na Coral.
- Brawo, nie zaszkodzi ci nieco odżywienia - rzekła z łagodnym żartem, podkreślając dźwięcznym śmiechem. Przysunęła swój biedny, w porównaniu z zapełnionymi talerzami mężczyzny jedzeniem, biorąc do ręki widelec. Nie jadła zbyt wiele, wystarczało jej to, co miała. - Musisz lepiej rozbudować tyłek, kiedyś był bardziej… Hm, apetyczny.
- Przynajmniej nie jestem stary, mendo…
Wspólnie zabrali się za ucztowanie, rozkoszując się smakami i rozmową. Był to wieczór pełen niespodzianek, zarówno pod względem jedzenia, jak i towarzystwa. Po trzech godzinach ucztowania Thylane zauważyła, że Coral w końcu zakończył swoją mięsną orgię. Mężczyzna lekko uśmiechnął się, klepiąc się z wyraźnym zadowoleniem po pełnym brzuchu. Thylane wciąż rozkoszowała się winem i rozmową, choć wydawała się być zaskoczona apetytem Corala.
- To jest niesamowite, jak potrafisz jeść tyle mięsa - powiedziała z rozbawieniem.
- Przepraszam za moje zachowanie, ale mięso naprawdę było znakomite - wyjaśnił, podnosząc ręce, jakby rozciągając się. - Będzie się trzeba zbierać.
- Musimy jutro omówić twój brak kontroli, Coral - odparła już poważnie, jak jeszcze nigdy tego dnia w stosunku do mężczyzny. Nie chciała nawet słyszeć wymówek, znała doskonale na własnej skórze ból takich rzeczy. - Gdzie mieszkasz?
- Wynajmuje małą klitkę, Ortum jednak zwiększa koszta życia, niż poprzednia lokacja…
- Saba pewnie przyjechała z tobą - bardziej zauważyła, niż powiedziała. Spojrzała kątem oka na ekran telefonu, widniała tam informacja o dostarczeniu jej prywatnego samochodu. Doskonale.
- CO ma to do rzeczy, huh?!
- Zabieramy ją, trochę twoich rzecz i jedziemy do mnie… Na kompletne odludzie pod miastem, rachunek proszę! - uniosła dłoń, wycierając subtelnie usta serwetką. - Z Sagerą już wielokrotnie pracowaliśmy nad brakiem kontroli u nadnaturalnych.
- Jestem twoim pracownikiem, a nie niewolnikiem - prychnął, jednak Thylane nie spoglądała na to. Wsadziła większą kwotę w pozostawiony niezauważalnie skórzany notes z rachunkiem w środku. Następnie z gracją ubrała swój płaszcz, czekając na cwaniaka.
- Mam duży dom, w którym jest ciemno, niczym w norze… Stoi on w środku lasu, który należy do mojej rodziny.
- Chwalisz się, czy się żalisz?
- Czytałam, że ratele muszą mieć swój teren, hm? - uśmiechnęła się. - A to idealne miejsce na twoje rządy, plus mam zakątek artystyczny do tańca. Życie jak w niebie, przegrałeś. Dorzucam mizianie po uszach…
Żegnając się z obsługą przybytku, zwyczajnie i dumnie szła w kierunku parkingu znajdującego się na tyłach. Nie musiała patrzeć za siebie, aby być pewną, że jednak przegadała Corala. Raz na jakiś czas się jej udawało.
~ * ~
Thylane, Coral i pies podróżowali czarnym, luksusowym samochodem przez nocne miasto, z dala od świateł i zgiełku. Kobieta siedziała wygodnie za kierownicą, prowadząc ich przez miasto, a potem na obrzeża, gdzie ulice stawały się coraz bardziej ciche, a drzewa coraz bardziej gęste. Nawet nocne niebo zdawało się oddzielone od nich, pełne gwiazd migotało nad nimi, a księżyc rzucał srebrzyste światło na ulicę. Coral siedział na miejscu pasażera, ciesząc się widokiem nocnego miasta przez okno.
Saba znalazła miejsce na tylnym siedzeniu, ożywiona i szczęśliwa. Rozglądała się przez okna, czasem szczekając z radości, jakby wiedziała, że coś wyjątkowego czeka na nich. Kiedy samochód skręcił w aleję prowadzącą do posiadłości Thylane, drzewa ustąpiły miejsca ciemności i spokoju lasu. Aleja była przykryta cieniem drzew i oświetlona jedynie przez światło samochodu. Coral z zainteresowaniem przypatrywał się temu niezwykłemu miejscu, które wydawało się jakby ukryte przed światem. Pies wciąż trzymał nos na wysokości okna, chłonąc zapachy lasu i nocy. Zatrzymała samochód przed dużym domem, który wydawał się jakby wyrósł z samych drzew. Był to miejsce, w którym od zgiełku miasta można było znaleźć spokój i odrobinę magii natury.
Jej rodzinna posiadłość była prawdziwym klejnotem ukrytym w gęstym lesie na obrzeżach miasta. Starannie wkomponowana w otaczającą naturę, o zachwycającym wyglądzie zarówno w dzień, jak i w nocy. Nocą wydawała się być miejscem pełnym tajemnicy i respektu. Stare drzewa otaczające posiadłość tworzyły naturalny mur zielonej zieleni. Ścieżka prowadząca do głównego budynku była wąska i kręta, oświetlona tylko delikatnym światłem starannie ukrytymi lampami. Te niewielkie źródła światła podkreślały kontury starych drzew i kamieni, nadając posiadłości jeszcze bardziej tajemniczego charakteru. W miarę jak Thylane i Coral wspinali się po kamiennych schodach prowadzących do głównego budynku, poczuli, że są częścią czegoś wyjątkowego. Posiadłość wydawała się żyć własnym życiem, a nocna aura nadawała jej pewną magię. Był to idealny kontrapunkt do życia w mieście i doskonałe miejsce na chwilę odprężenia i ucieczki od codzienności.
- Witam w królestwie ciemności i czegoś dzikiego jednocześnie - odparła, zapalając wszystkie światła w najbliższym otoczeniu. Niegdyś to miejsce było pełne życia, wiele ludzi potrafiło przemknąć przez te mury, zostając na dłużej. Jednak z czasem, jak członkowie jej rodziny umierali, bądź ucieklali od rodzinnej klątwy, więcej pałętało się tutaj myszy na strychu, niż ludzi. - Na górze jest pełno pokoi, wszystkie czyste…
- Mieszkasz tutaj sama? - zapytał za nią, gdy przemykała po wielkiej powierzchni, idąc do ulubionego miejsca, salonu.
- Często był tutaj Sagera, ale tak… - spojrzała na niego przez ramię. - Jestem sama i będę, także miłe będzie wasze towarzystwo. Nie ma tutaj zagrożenia, czuj się jak na swoim terenie.